Unia Europejska to nie RWPG ani tym bardziej Układ Warszawski. Jeżeli Grecja nie będzie chciała być dłużej członkiem strefy euro, to nic nikt na to nie poradzi. Angela Merkel nie wyśle na Ateny swoich czołgów, a François Hollande nie wyda rozkazu spadochroniarzom, by zajęli grecki parlament pisze Stanisław Koczot, redaktor „Bloomberg Businessweek Polska”.
Wczorajsze zapewnienia kanclerz Niemiec o tym, że chce, by Grecja nadal była członkiem eurolandu, uspokoiły rynki, ale czy na długo? Polityczne poparcie dla jedności strefy euro to nic nowego, Unia nadal mówi to samo co przez ostatni rok: będziemy ratować Grecję. Z tym że choć jej zapewnienia nadal brzmią mocno, okoliczności coraz bardziej podważają ich sens. Owszem, ani Niemcy, ani Francja, ani ktokolwiek inny z liczących się polityków europejskich nie będzie twierdził, że Grecja jest dla strefy euro zbędnym balastem. To ważny element europejskiej układanki, przede wszystkim dlatego, że nie wiadomo, jak się ona zachowa, gdy zabraknie w niej jednego fragmentu. Chociaż od wybuchu kryzysu minęło sporo czasu, euroland ciągle nie jest gotowy na przezwyciężenie sytuacji kryzysowych, takich jak ta obecna. Łatwiej mu trwać w stanie permanentnej niestabilności, łatając dziury w budżetach kulejących gospodarek, niż przełknąć wstrząs o nieobliczalnych konsekwencjach. Dlatego Europa będzie robiła wszystko, by słaba Grecja pozostała w jej gronie jak najdłużej. Ta gra na czas ma swoje uzasadnienie, bo być może za rok, dwa lata unijne mechanizmy chroniące stabilność strefy euro zaczną w końcu działać. Takie nadzieje ma przynajmniej Berlin.
Podobnie myśli prawdopodobnie spora część inwestorów, dlatego deklaracje Angeli Merkel przyjmowane są z takim entuzjazmem. Oczywiście znerwicowane rynki też mają swój próg wytrzymałości. Bardziej niż padającej Grecji boją się niepewności we Włoszech i w Hiszpanii. Polityczna obrona Grecji to przede wszystkim ratowanie Rzymu i Madrytu.
Kłopot polega na tym, że Berlin i Paryż nie są w stanie załatwić wszystkich spraw. Jeżeli Grecy nie będą chcieli reform, powiedzą 'dość' zaciskaniu pasa i w najbliższych wyborach wybiorą ekstremistów wolących sojusz z podobnymi sobie politykami niż z Unią Europejską, strefa euro będzie musiała się z nimi pożegnać. Nie dlatego, że ona tak zechce, ale dlatego, że zechcą tego Grecy.
Podobnie myśli prawdopodobnie spora część inwestorów, dlatego deklaracje Angeli Merkel przyjmowane są z takim entuzjazmem. Oczywiście znerwicowane rynki też mają swój próg wytrzymałości. Bardziej niż padającej Grecji boją się niepewności we Włoszech i w Hiszpanii. Polityczna obrona Grecji to przede wszystkim ratowanie Rzymu i Madrytu.
Kłopot polega na tym, że Berlin i Paryż nie są w stanie załatwić wszystkich spraw. Jeżeli Grecy nie będą chcieli reform, powiedzą 'dość' zaciskaniu pasa i w najbliższych wyborach wybiorą ekstremistów wolących sojusz z podobnymi sobie politykami niż z Unią Europejską, strefa euro będzie musiała się z nimi pożegnać. Nie dlatego, że ona tak zechce, ale dlatego, że zechcą tego Grecy.