Odczyty inflacji skłaniają uczestników rynku do kwestionowania decyzji bankierów centralnych. Z uwagi na to, że ryzyka wokół ścieżki polityki pieniężnej są rozłożone asymetrycznie (nikt nie zakłada pogłębienia luzowania), inwestorzy mają mniejsze opory, by nagle dyskontować zacieśnienie monetarne, choć często przymykając oko na niewygodne fakty. Rynek nie ma monopolu na rację w odniesieniu do przyszłości.
Zapanował kryzys wiary w to, czy banki centralne będą realizować politykę w taki sposób, jak obecnie deklarują. W centrum uwagi jest dolar amerykański i gospodarka z USA.
Wczoraj mieliśmy perfekcyjny dowód, jak pogubieni są inwestorzy i jak finalnie górę biorą wątpliwości w aktualne założenia polityki pieniężnej. W kwietniu wzrost cen wyniósł 0,8 proc., najwięcej od 2009 r. i dwa razy więcej do najwyższych prognoz rynkowych. Dolar najpierw wzrósł po publikacji, potem szybko oddał całą siłę, by w następnym kroku wrócić do umocnienia.
Czy Rezerwa Federalna się myli?
Wyższa inflacja książkowo implikuje reakcję banku centralnego (stąd umocnienie), ale przecież Fed nie jest zmartwiony przejściowym skokiem inflacji (spadek), chyba że Fed się myli (wzrost). W sytuacji, kiedy gospodarka wychodzi z pandemii, ożywienie postępuje i ma wsparcie zarówno monetarne, jak i fiskalne, nie ma ryzyka, aby Fed miał zacząć być jeszcze bardziej gołębi. W efekcie albo pozostanie przy swoim dotychczasowym nastawieniu, albo je zaostrzy. Po wysokich odczytach inflacji rynek wycenia wyższe ryzyko zwrotu, nawet jeśli nic w Fed nie wskazuje, aby miało prędko dojść do zmiany.
Z kolei szczegóły CPI budzą kontrowersje pod kątem jastrzębiej interpretacji. Za jedną trzecią kwietniowego wzrostu CPI odpowiada 10-procentowy wzrost cen używanych samochodów. Mocno wzrosły ceny w hotelach, opłaty lotnicze i za wynajem ciężarówek. Wszystko są to oznaki postpandemicznego powrotu do normalnych poziomów cen lub skutki zakłóceń w dostawach z tytułu (jeszcze) nieodbudowanej podaży dóbr. Fed powinien zachować spokój, ale inwestorzy wpadają w pułapkę obaw, że Fed może się jednak dać złamać. Albo wygrywa strach, że wszyscy dookoła dadzą się przekonać o nieuchronności podwyżek stóp procentowych, co rodzi samospełniającą się przepowiednię.
Inwestorzy zaczęli się domyślać
To nie pierwszy raz, kiedy rynek próbuje być mądrzejszy ponad dostępne informacje. Popularyzowana obecnie perspektywa szybszego zacieśniania monetarnego zaraz zacznie być odbierana jako zagrożenie dla tempa ożywienia. Zagrożenie, które będzie wymagać wsparcia Fed, czyli utrzymania luźnej polityki na dłużej. Rynek wycenia przyszłość, ale tylko taką, w jaką aktualnie wierzy. Za tydzień może być to inna wizja.
Dziś przed nami ciekawy zestaw danych, który może podsycać debatę o przyszłości polityki Fed, dolara i kierunku dla rynku akcji. O 14:30 inflacja PPI z USA podkreśli napięcia w łańcuchach dostaw i ryzyka przeniesienia wyższych kosztów na ceny konsumentów. Jednocześnie liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych może podkreślić przyhamowanie tempa odbudowy zatrudnienia i preferencje bezrobotnych do pozostawania na zasiłku (mimo że firmy zgłaszają rekordową liczbę wakatów).
Osobiście uważam, że inflacyjna panika jest przesadzona, ale inwestorzy wpadli w spiralę wzajemnego poklepywania się po plecach i utwierdzania w swojej racji. Prędzej jednak uwierzę w determinację bankierów centralnych do niezakłócania procesu odbicia ożywienia. Należy wypatrywać momentu, kiedy risk-on ponownie zaskoczy.
Czytaj też:
Złoty jedną z najsilniejszych walut regionu. W USA oczekiwanie na dane inflacyjne