Zandberg o braku reakcji NBP na zamieszanie ze złotym. „Przyzwyczaiłem się”

Zandberg o braku reakcji NBP na zamieszanie ze złotym. „Przyzwyczaiłem się”

Adrian Zandberg
Adrian Zandberg Źródło:PAP / Marian Zubrzycki
Współprzewodniczący Partii Razem Adrian Zandberg skomentował zamieszanie z kursem złotego w Google. Krytycznie odniósł się też do wezwań, by Polska szybko dołączyła do strefy euro.

1 stycznia w Google kurs euro podskoczył nagle do 5,75 zł (dzień wcześniej euro kosztowało nieco ponad 4,30 zł), dolar do 5,21 zł, a funt do poziomu 6,63 zł. Ten nagły skok zaniepokoił inwestorów, a do sprawy odniósł się minister finansów Andrzej Domański. Uspokoił, że siejący panikę kurs złotego to efekt błędu.

Szalejący kurs złotego na Google

Poseł Lewicy Adrian Zandberg był pytany w Graffiti Polsat News, czy nie zabrakło mu komunikatu NBP w tej sprawie.

– Zabrakło, ale już się do tego przyzwyczaiłem – mówił. Dodał, że reakcja na skok kursów dobrze obrazuje uzależnienie odbiorców od dużych korporacji medialnych, takich jak Google.

– To dobry symbol, jak to co jest w naszych głowach zależy od kilkunastu korporacji medialnych. Wiemy to, jak łatwo było wprowadzać kłamliwe informacje do sieci społecznościowych, to już się działo. Nowe media działają na zasadach nieco innych niż stare, pod mniejszą kontrolą publiczną i jest to kłopotem. Ale ta konkretna sytuacja na szczęście nie była niebezpieczna – zauważył.

Pytany o to, czy nadszedł czas na wprowadzenie euro w Polsce, mówił, że nie wszyscy ekonomiści są jednomyślni w tej sprawie. Według Zandberga najpierw należy zwiększyć wspólne inwestycje unijne i powinna dokonać się konwergencja płac, a w ciągu roku, dwóch jego zdaniem nie będzie w Polsce warunków do zmiany oficjalnej waluty.

– Pojawiające się wezwania ruszmy z wdrażaniem euro są nie na ten moment, nie na ten czas. Strefa euro wymaga korekty – mówił. Dodał, że obecnie Polska nie spełnia kryteriów akcesyjnych.

Czytaj też:
Spadek inflacji spowolni, kredyty nie potanieją. Prognozy na 2024 rok
Czytaj też:
Inflacja spadnie, by potem wzrosnąć, PKB przekroczy 4 proc. Borys podzielił się prognozami