O sprawie obszernie pisze „Dziennik Gazeta Prawna”. Obecne połowiczne zamknięcie ma się nijak do tego wiosennego, ale jednak jest poważne: straty branży są ogromne.
Z informacji periodyku wynika, że spadek obrotów wynosi obecnie (dwa ostatnie tygodnie października, czyli już po wprowadzeniu obostrzeń) ok. 42 proc. Wiosną wynosił 75 proc. Te dane dotyczą transakcjach kartami w obiektach gastronomicznych i pochodzą z PKO BP.
Gastronomia: część była przygotowana na dowóz
„DGP: cytuje Urszulę Kryńską, ekonomistkę PKO BP: – Spadki są mniej gwałtowne i o mniejszym zakresie niż poprzednio, przy czym zaczęły się one, zanim wprowadzono formalne restrykcje, na fali rosnących obaw konsumentów.
Dlaczego spadki nie są tak ogromne teraz, jak wiosną? Eksperci nie mają wątpliwości, że chodzi o to, że część branży gastronomicznej przestawiła się na dowóz i sprzedaż z odbiorem własnym oraz na wynos. To stała część oferty niektórych restauracji i barów, na co wskazują dane eService, jednego z największych dostawców terminali płatniczych na polskim rynku.
Restauracje: widmo upadku
Całej branży obroty spadły o 40 proc. ale samym restauracjom, kawiarniom i pubom znacznie więcej. EService szacuje, że wynoszą teraz 25 proc. tego, co było. – Sytuacja ekonomiczna jest znacznie gorsza [niż podczas pierwszego lockdownu – przyp. red.], ponieważ jeszcze nie odrobiliśmy strat, a już ponosimy nowe – komentuje w „DGP” Sylwester Cacek, prezes Sfinks Polska.
Czytaj też:
Polacy: Przyszedł czas na zaciśnięcie pasa, na wszelki wypadek