Gerhard Schroeder, który jest przewodniczącym rady nadzorczej Rosneftu, poinformował, że nie zamierza przedłużać swojego mandatu w organie zarządzającym rosyjskim koncernem petrochemicznym.
Były kanclerz Niemiec nie zrezygnował ze stanowiska przez niemal trzy miesiące trwania wojny na Ukrainie. W podjęciu decyzji pomógł mu dopiero Parlament Europejski, który zagroził mu wpisaniem go na unijną listę sankcji, jeśli nie zrezygnuje z piastowanego stanowiska. Projekt rezolucji, w którym wspomniano o Gerhardzie Schroederze oraz byłej austriackiej minister spraw zagranicznych Karin Kneissl, poparły przez cztery największe frakcje w Parlamencie Europejskim.
W rezolucji napisano, że „byli politycy (...) zrezygnowali ostatnio ze swoich stanowisk w rosyjskich firmach i stanowczo domaga się, by inni, tacy jak Karin Kneissl i Gerhard Schroeder, zrobili to samo”. Co ciekawe, pomysłem Unii Europejskiej nie był zachwycony obecny kanclerz Olaf Scholz. Uważał, że umieszczenie go na liście sankcji byłoby niewłaściwe. Z zadowoleniem przyjął jednak decyzję o pozbawieniu Schroedera biura i personelu w niemieckim parlamencie.
Gerhard Schroeder chciał być mediatorem między Rosją a Ukrainą
Jeszcze w kwietniu były kanclerz Niemiec proponował, że może zostać mediatorem między Ukrainą a Rosją. W rozmowie z „New York Times” zapewniał, że ma dobre relacje z prezydentem Rosji i wie z pierwszej ręki, że ten „jest zainteresowany zakończeniem wojny”. W marcu były kanclerz odwiedził Moskwę i rozmawiał z Putinem.
Czytaj też:
Parlament Europejski naciska na Gerharda Schroedera. „De facto ściśle współpracuje z Rosją”