Zalewają nas ubrania, których nigdy nie założymy. PE chce zmusić producentów do odpowiedzialności

Zalewają nas ubrania, których nigdy nie założymy. PE chce zmusić producentów do odpowiedzialności

Sprzedaż ubrań przez internet, zdjęcie ilustracyjne
Sprzedaż ubrań przez internet, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock / BaLL LunLa
Zara wypuszcza średnio 24 nowe kolekcje rocznie, H&M od 12 do 16. Połowa ubrań zalegających w szafach Europejczyków nie została założona przez ostatni rok ani razu. Każdego roku produkuje się około 100 mld sztuk odzieży. Tylko mniej niż 1 proc. tekstyliów i odzieży przetwarza się na nowe tkaniny i ubrania. Cała reszta jest wyrzucana. Takie dane nie robią wrażenia na markach odzieżowych, które wciąż zwiększają zamówienia w szwalniach na Dalekim Wschodzie. Parlament Europejski chce przegłosować przepisy, które przystopują tę niszcząca planetę działalność.

Sklepy nie są w stanie sprzedać wszystkich ubrań, które trafiają na półki. To fizycznie niewykonalne, skoro niektóre sieci wprowadzają nowe kolekcje kilkanaście razy do roku. Biuro Analiz Parlamentu Europejskiego przygotowało raport, w którym zebrało wiele statystyk dotyczących fast fashion, czyli krótkich kolekcji, które zalewają najpierw sklepy, a później lądują na wysypiskach śmieci.

Fast fashion. Śmieci płyną do Afryki

Zara wypuszcza średnio 24 nowe kolekcje rocznie, H&M od 12 do 16. Połowa ubrań zalegających w szafach Europejczyków nie została założona przez ostatni rok ani razu, a 30 proc. wyprodukowanych ubrań nigdy nie zostało sprzedanych. Ponad połowa starych kolekcji lub noszonych ubrań trafia do śmietników lub spalarni.

Za masową produkcję ubrań odpowiadają bogate kraje Ameryki Południowej i Europy, ale nie chcą brać odpowiedzialności za stare, niepotrzebne nikomu ubrania. Tony towaru płyną statkami do Afryki z nadzieja, że znajdą tam nabywców. Wiele z nich jest jednak w tak złym stanie, że trafiają prosto na wysypiska. Najwięcej odzieży produkuje się w Chinach i Bangladeszu, więc w Azji Południowo-Wschodniej znajdują się dziesiątki wysypisk, na które trafiają ubrania, które ani razu nie zostały założone przez klientów. Największe wysypisko niepotrzebnych nikomu ubrań znajduje się jednak w miejscu oddalonym od chińskich fabryk o kilka tysięcy kilometrów.

Nielegalne wysypisko wielkości miasta

Do Chile każdego roku trafia około 59 tysięcy ton odzieży. Część towaru jest kupowana za grosze przez przedsiębiorców z Ameryki Południowej, którzy sprzedają je następnie po sklepach na kontynencie, ale prawie 40 tys. ton niemal od razu trafia na gigantyczne wysypisko śmieci na pustyni Atakama. Szkolne podręczniki wspominają o niej, gdyż jest jednym z najsuchszych miejsc na świecie. Obecnie jednak znana jest z nieustannie rozrastającego się, nielegalnego wysypiska. Miejskie wysypiska, na które powinna trafiać odzież, nie chcą jej przyjmować, bo nie mają z tego żadnych korzyści. Odbiorcy zabierają z portu tylko część kontenerów, więc reszta, za którą nie ma nawet kto zapłacić cła, siłą rzeczy trafia na bezpłatne wysypisko.

Ekologiczna cena „szybkiej mody”

Szacuje się, że przemysł odzieżowy jest odpowiedzialny za 20 proc. całkowitego zużycia wody na świecie oraz za powstanie 8 proc. gazów cieplarnianych. O ile od dawna piętnuje się naruszanie praw człowieka, które są niestety codziennością w fast fashion, (praca dzieci w szwalniach, głodowe wynagrodzenia i brak ubezpieczeń, fatalne warunki pracy, czego przykładem było zawalenie się fabryki w Rana Plaza w Bangladeszu w 2013 roku), to szkody czynione środowisku są przedmiotem debaty publicznej od zaledwie kilku lat.

Najczęściej w tym kontekście przywołuje się ogromne ilości wody, które są wykorzystywane w przemyśle odzieżowym. Przykładowo, 7500 litrów wody potrzeba do wyprodukowania jednej pary dżinsów. ONZ w raporcie zauważył, że odpowiada to ilości, jaką przeciętny człowiek wypija w ciągu siedmiu lat. Konferencja Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju szacuje, że przemysł modowy zużywa każdego około 93 miliardów metrów sześciennych, co wystarczy, aby zaspokoić pragnienie pięciu milionów ludzi.

Tysiące ton niesprzedanych ubrań nie wpływają jednak na wyobraźnię producentów, którzy nie mają zamiaru spowalniać tempa zamówień. Kolekcja sprzedała się tylko w części? To nic, najpierw obniży się ceny o połowę (co nadal będzie oznaczało zysk dla marki, bo produkcja w krajach dalekiego Wschodu jest bardzo tania), a niesprzedane ubrania wyśle do Afryki lub spali.

Parlament Europejski: ubrania mają być trwalsze

Skoro zdroworozsądkowe podejście nie działa, Parlament Europejski chce zmienić przepisy tak, by utrudnić produkowanie ubrań w hurtowych ilościach. Jak donosi „Rzeczpospolita”, unijni politycy chcą, żeby ubrania od samego początku projektowane były z myślą o gospodarce w obiegu zamkniętym. W praktyce oznacza to, że muszą być trwalsze, aby wytrzymać wiele cykli życia, zawierać materiały nadające się do recyklingu, a najchętniej wykorzystywać ponadczasowe style i wzornictwo, dzięki czemu nie będą się tak szybko dezaktualizować.

Niemiecka europosłanka Delara Burkhardt (S&D), która jest sprawozdawczynią tematu w PE uważa, że wprowadzenie odgórnych przepisów jest niezbędne, żeby skończyć z szybką modą.

– Konsumenci sami nie dadzą rady sami zreformować globalnego sektora tekstylnego. Jeśli natomiast pozwolimy rynkowi na samoregulację, zostawimy otwarte drzwi dla fast fashion – powiedziała w rozmowie z Deutsche Welle.

Czytaj też:
Szybka moda jeszcze szybsza. Shein otwiera centrum dystrybucyjne w Polsce
Czytaj też:
Nowe ubrania H&M, ale zrobione ze starych. Gigant zaczyna dziwną akcję

Opracowała:
Źródło: WPROST.pl