Biznes miał się opierać na poleceniach, a jego podstawę miały stanowić osobiste relacje. Do tego uwiarygadniał go naukowiec, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego. Zamiast wykorzystania niszy biznesowej doszło jednak do stworzenia piramidy finansowej. Sprawę bada Prokuratura Okręgowa w Gdańsku.
Nazwisko profesora stanowiło magnes dla biznesmenów
Na czym polegało oszustwo? Spółka L.I. szukała prywatnych inwestorów, którzy będą finansować wynajem samochodów zastępczych dla klientów zakładów ubezpieczeń, a podstawą zysku miały być wierzytelności wobec ubezpieczycieli. Założycielem projektu był znany prof. UG – jego nazwisko miało przekonać ludzi dysponujących odpowiednimi środkami do wyłożenia ich.
Z nieoficjalnych ustaleń wynika, że w sprawie został m.in. przesłuchany znany biznesmen i jeden z najbogatszych mieszkańców Pomorza. Polecił biznes znajomemu prezesowi z warszawy, który stracił na tym pomyśle prawie 2 mln zł.
W sprawie był również przesłuchiwany znany trójmiejski dealer samochodowy – też miał ręczyć za sukces projektu.
- Biznes mógł się kręcić, bo opierał się na znajomości, a czasem nawet przyjaźni poszczególnych osób. Część osób, ufając znajomym, nie czytała podpisywanych umów. W sprawie przewijają się nazwiska śmietanki towarzyskiej Trójmiasta. Nie ma tam przypadkowych osób, a większość z nich na co dzień dysponuje dużą ilością gotówki. Stąd też określenie „Amber Gold dla bogatych” – powiedział w rozmowie z RMF FM jeden z uczestników biznesu. Podejrzewa on, że gotówka na pewnym etapie była wyłudzana od konsorcjantów i pożyczkodawców, choć firma nie miała już szans na rynkową działalność.
Prokuratura prowadzi działania
Pierwsze zawiadomienie w tej sprawie wpłynęło do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku na początku stycznia 2022 r. Dotyczy trzech wskazanych osób: profesora Uniwersytetu Gdańskiego, prezesa funduszu inwestycyjnego oraz jednego z członków zarządu.
Pokrzywdzeni zarzucają organizatorom funduszu oszustwa, działanie w zorganizowanej grupie przestępczej oraz wyrządzenie co najmniej 9 mln zł strat, które ponieśli pożyczkodawcy i konsorcjanci. Kwoty, które wpłacali inwestorzy, sięgają od kilkuset tysięcy do prawie 2 mln złotych.
Rzeczniczka gdańskiej prokuratury poinformowała, że śledztwo jest prowadzone w sprawie, a nie przeciwko określonym osobom. Profesor również zapewnia, że stracił na tym biznesie niemałe pieniądze.
Wkrótce powołany zostanie biegły z zakresu księgowości-rachunkowości, którego ekspertyza powinna wyjaśnić wiele wątpliwości.
Czytaj też:
Ceny cukru najwyższe od dekady. Przyczynił się do tego El NiñoCzytaj też:
Zakaz sprzedaży żywych karpi. Kołodziejczak: Zaraz dojdziemy do absurdu