Fed jak zawsze jest gotów do podjęcia działań w celu ochrony systemu finansowego i amerykańskiej gospodarki, gdyby kryzys się nasilił oświadczył prezes Rezerwy Federalnej. Ben Bernanke przedstawił wczoraj Kongresowi Stanów Zjednoczonych najnowsze prognozy gospodarcze.
Na deklarację szefa amerykańskiego banku centralnego o możliwości poluzowania polityki monetarnej, jeśli zajdzie taka potrzeba, oczekiwali w napięciu inwestorzy na rynkach finansowych. Dane z rynku pracy za oceanem ogłoszone tydzień temu pokazały bowiem, że ożywienie gospodarcze w USA jest mocno niepewne.
W maju w biznesie powstała mniej niż połowa spodziewanych nowych miejsc pracy, a bezrobocie wzrosło o 0,1 pkt proc., do 8,2 proc. Dzień wcześniej ogłoszono niezadowalający wskaźnik wzrostu PKB za I kwartał. Wyniósł on 1,9 proc., podczas gdy oczekiwano 2,2 proc. Poniżej oczekiwań był też wzrost wydatków konsumpcyjnych (2,7 proc. wobec spodziewanych 2,9 proc.).
Na wieści z USA nałożyły się nienapawające optymizmem informacje z naszego kontynentu. Indeks PMI w strefie euro spadł w maju do 45,1 pkt z 45,9 pkt na koniec kwietnia. Spadek odnotowano nawet w przemyśle niemieckim (do 45,2 pkt z 46,2 pkt w kwietniu). Wskaźniki są najniższe od trzech lat.
Bernanke przewiduje, że amerykańska gospodarka będzie nadal rosła w tempie umiarkowanym. Przeciwników dodrukowywania pieniędzy zapewnił, że inflacja powinna się utrzymać na poziomie 2 proc. lub nawet nieco poniżej. Wyraził nadzieję, że spadek cen paliw zwiększy siłę nabywczą społeczeństwa i pobudzi konsumpcję.
Wskazał też zagrożenia. Jest nim przede wszystkim pogarszająca się sytuacja w Europie. Bernanke ostrzegł też krajowego ustawodawcę, że dalsze zacieśnianie polityki fiskalnej, tzn. cięcia budżetowe i podniesienie podatków, może zepchnąć gospodarkę ponownie w recesję. Chodzi o tzw. klif fiskalny, na którym gospodarka USA znajdzie się z początkiem roku. Cięcia podatkowe z czasu kadencji prezydenta Busha wygasają z końcem tego roku, tak samo jak program socjalny dla bezrobotnych. Jednocześnie mają zostać wprowadzone oszczędności budżetowe. Ta kombinacja zdaniem Bernankego jest niebezpieczna dla gospodarki w jej obecnym stanie.
Chociaż szef Fed nie skonkretyzował, jakie środki stymulujące wchodziłyby w grę, amerykańska giełda wczoraj rano zareagowała wzrostami.
W maju w biznesie powstała mniej niż połowa spodziewanych nowych miejsc pracy, a bezrobocie wzrosło o 0,1 pkt proc., do 8,2 proc. Dzień wcześniej ogłoszono niezadowalający wskaźnik wzrostu PKB za I kwartał. Wyniósł on 1,9 proc., podczas gdy oczekiwano 2,2 proc. Poniżej oczekiwań był też wzrost wydatków konsumpcyjnych (2,7 proc. wobec spodziewanych 2,9 proc.).
Na wieści z USA nałożyły się nienapawające optymizmem informacje z naszego kontynentu. Indeks PMI w strefie euro spadł w maju do 45,1 pkt z 45,9 pkt na koniec kwietnia. Spadek odnotowano nawet w przemyśle niemieckim (do 45,2 pkt z 46,2 pkt w kwietniu). Wskaźniki są najniższe od trzech lat.
Bernanke przewiduje, że amerykańska gospodarka będzie nadal rosła w tempie umiarkowanym. Przeciwników dodrukowywania pieniędzy zapewnił, że inflacja powinna się utrzymać na poziomie 2 proc. lub nawet nieco poniżej. Wyraził nadzieję, że spadek cen paliw zwiększy siłę nabywczą społeczeństwa i pobudzi konsumpcję.
Wskazał też zagrożenia. Jest nim przede wszystkim pogarszająca się sytuacja w Europie. Bernanke ostrzegł też krajowego ustawodawcę, że dalsze zacieśnianie polityki fiskalnej, tzn. cięcia budżetowe i podniesienie podatków, może zepchnąć gospodarkę ponownie w recesję. Chodzi o tzw. klif fiskalny, na którym gospodarka USA znajdzie się z początkiem roku. Cięcia podatkowe z czasu kadencji prezydenta Busha wygasają z końcem tego roku, tak samo jak program socjalny dla bezrobotnych. Jednocześnie mają zostać wprowadzone oszczędności budżetowe. Ta kombinacja zdaniem Bernankego jest niebezpieczna dla gospodarki w jej obecnym stanie.
Chociaż szef Fed nie skonkretyzował, jakie środki stymulujące wchodziłyby w grę, amerykańska giełda wczoraj rano zareagowała wzrostami.