Orzeczenie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości stwierdzające, że podatek nakładany na używane auta był nielegalny powinno w normalnym państwie doprowadzić do oddania pieniędzy niesłusznie zabranych obywatelom. Polska normalnym państwem jednak nie jest.
Zamiast skruchy, że podatek był niezgodny z europejskimi przepisami (i zdrowym rozsądkiem) mamy urzędniczą butę. Oto dowiedzieliśmy się, że pieniądze nie zostaną oddane, tylko sprawdzi się, czy akcyza została zapłacona "uczciwie". Czyli czy bezprawny podatek został zapłacony zgodnie ze swoimi bezprawnymi regułami. Co więcej, tych którzy coś rzekomo przeskrobali, czyli zaniżyli wartość pojazdu czekać będzie kara. Żeby było śmieszniej, to wyceniać rynkową wartość owych pojazdów będą właśnie urzędnicy. W państwie prawa powinny obowiązywać pewne elementarne zasady. Jeżeli coś było bezprawne należy naprawić szkodę, czyli w tym przypadku oddać pieniądze.
Zupełnie odrębną kwestią jest bezsens opodatkowania sprowadzania używanych aut, który jest ewidentnie skutkiem działalności lobby producentów nowych samochodów. Dlaczego niby mielibyśmy płacić za kupno w Niemczech używanego auta, skoro mamy wolny i ponoć wspólny rynek?
Deklaracje urzędników po wyroku ETS dowodzą tylko jednego: w Polsce władza ma dalej obywateli w głębokim poważaniu (podobnie jak w PRL). Zmieniła się tylko skala bezprawnego obdzierania obywateli ze skóry.