Hazard i bukmacherstwo po nowelizacji przepisów - jestem przeciw
Artykuł sponsorowany

Hazard i bukmacherstwo po nowelizacji przepisów - jestem przeciw

Ustawa hazardowa i bukmacherstwo
Ustawa hazardowa i bukmacherstwo
Polska gospodarka po ’89 r. przybrała kształt wolnorynkowy, są jednak takie dziedziny handlu czy usług, które - pomimo powszechnej zasady swobody gospodarczej - są regulowane przez państwo. Użycie takich narzędzi często tłumaczone jest specyfiką danej dziedziny oraz bezpieczeństwem wewnętrznym państwa. Takich odgórnych regulacji doczekał się rynek gier hazardowych, który jest kształtowany przez ustawodawcę od 1992 r.

W 2010 r. weszła w życie nowa ustawa o grach hazardowych, która miała w zamyśle ograniczyć dostępność usług hazardowych dla obywateli. Przesłankami uzasadniającymi takie regulację miało być bezpieczeństwo obywateli i finansów państwa. Zabroniono gry na automatach poza kasynami, ograniczono organizację turniejów pokerowych, które podobnie jak w przypadku automatów przeniesiono do kasyn. Zabroniono gier hazardowych online oraz wprowadzono różnego rodzaju koncesje, zezwolenia itp.

Z biegiem czasu okazało się, iż efekt uzyskany przez Rząd był zgoła odmienny. Hazard w sieci i tak się odbywał, tyle, że firmy przeniosły swoje siedziby poza terytorium RP. Poker dalej gościł pod strzechami, tylko nieoficjalnie, a punkty oferujące gry na automatach powstawały jeszcze szybciej niż pod restrykcjami starej ustawy.

Zmiany w organizacji gier na automatach

Po przeszło sześciu latach obowiązywania dotychczasowych regulacji, dotyczących organizacji gier hazardowych, zdecydowano się na zmianę. Miała ona polegać m.in. na umożliwieniu organizacji gier na automatach w punktach poza terenem kasyn, z tym, że ową grę może organizować tylko i wyłącznie państwo. Wprowadzono więc monopol państwa na organizację gier na automatach. Zadanie organizacji powierzono Totalizatorowi Sportowemu i rozpoczęto poszukiwania dostawcy automatów.

Przyjmując pierwotną regulację w 2010 r. oraz późniejsze zaostrzenie przepisów z 2016 r., ustawodawca zapomniał o kilku podstawowych kwestiach. W teorii prawa przyjmuje się, iż musi ono być efektywne, tzn. oddziaływać na społeczeństwo w taki sposób, aby został osiągnięty cel, jaki postawił przed nim projektodawca. Martwa regulacja tak naprawdę nie jest prawem, bo de facto nie istnieje w społecznej świadomości. Właśnie tak w rzeczywistości wygląda regulacja dotycząca organizowania gier na automatach.

Ustawa hazardowa spotkała się z oporem i brakiem akceptacji, zarówno przez organizatorów, jak i graczy. Okazało się, iż gracze wolą grać na nielegalnych automatach niż tych autoryzowanych przez państwo. Paradoksalnie łatwiej dostępne punkty nielegalnych organizatorów przyciągają więcej osób, gdyż chęć gry nie wiąże się choćby z koniecznością wylegitymowania się.

Sądy po stronie przedsiębiorców

Każdy projekt reglamentujący, czyli regulujący jakąś gałąź gospodarki, musi być konsultowany z Komisją Europejską, aby nie zaburzać swobody gospodarczej wewnątrz UE. Przed 2010 rokiem strona polska nie dokonała tego obowiązku, dlatego też organizatorzy gier na automatach odwoływali się od kar nałożonych na nich przez służbę celną i żądali zwrotu maszyn. Sądy w większości stawały po stronie przedsiębiorców i podważały zasadność działań Ministra Finansów oraz jego organów skarbowych. Był to kolejny powód w związku z, którym kwitł nielegalny hazard – nieuczciwi przedsiębiorcy wiedzieli, że nic im nie grozi.

Nowelizacja ustawy – czyli wszystko po staremu

Ministerstwo Finansów w 2016 r. opracowało przepisy, które można określić zdaniem: „jak nie drzwiami to przez okno” i zamiast uszczelnienia rynku pozostawiły status quo. Naprawdę ciężko odpowiedzieć czemu ma służyć monopol państwa – bo przecież nie ograniczeniu nielegalnego hazardu. Ministerstwo zapewne chciało zwiększyć dostępność automatów a przy okazji samemu czerpać zyski z organizacji. Tylko jak przy tym chciano zlikwidować nielegalne punkty? Efektywna kontrola każdego z nich jest niemożliwa, ponieważ niosłoby to za sobą niebagatelne koszty. Po raz kolejny okazało się, iż polski ustawodawca nie uczy się na własnych błędach i skoro coś nie działa, gdyż jest za bardzo uregulowane to – Ministerstwo Finansów stwierdziło – uregulujmy to jeszcze bardziej.

Jeśli jednak jedną z przesłanek była chęć dodatkowych środków do budżetu państwa to należy pamiętać, iż faktycznie monopol może być narzędziem służącym ku temu, jednak trzeba podkreślić, iż walka z nielegalnymi punktami również jest generatorem kosztów. Prawda jest taka, że jeśli jest na coś przyzwolenie społeczne to i tak znajdą się „dostawcy” i „nabywcy” takiej usługi. I co najciekawsze, było to już przerabiane za czasów poprzedniego systemu – była prohibicja a i tak każdy miał dostęp do napojów wyskokowych, to samo tyczyło się domowej produkcji tychże trunków. Czasy się zmieniły a problem jest ten sam i ponownie na siłę próbuje się zakazywać - choć społeczeństwo tego nie oczekuje.

Bukmacherzy niezadowoleni, ale przychody rosną

Jeśli chodzi zaś o fragment nowelizacji, dotyczący działalności bukmacherskiej, prowadzonej zarówno stacjonarnie jak i online, należy przyznać, iż ustawodawca osiągnął swój cel. Jego zamierzeniem było ograniczenie zakładów wzajemnych w sieci i udało mu się tego dokonać. Wprowadzając Rejestr Domen Zakazanych (hazard.mf.gov.pl) oraz zrzucając obowiązek blokowania nielegalnych stron przez dostawców usług telekomunikacyjnych, Minister Finansów faktycznie wykluczył z rynku firmy działające bez wymaganego zezwolenia. Rejestr jest przez MF uzupełniany w miarę systematycznie i liczy sobie ponad 1500 adresów, z czego wiele należy do tych samych podmiotów (głównie operatorzy kasyn online i firmy oferujące zakłady bukmacherskie spoza UE), próbujących "obejść" polskie regulacje poprzez przekierowania na inny adres, który w rejestrze nie figuruje.

Aby nie narazić się na krytykę i oskarżenia o wspieranie krajowych przedsiębiorców, do rynku zakładów wzajemnych zostały dopuszczone zagraniczne podmioty – z tym, że muszą odprowadzać podatki na terenie RP. Taki zabieg prawny wyeliminował zagranicznych bukmacherów a jednocześnie wprost nie wskazuje, iż wyłącznie polskie spółki mogą organizować zakłady wzajemne.

Nowe prawo wpłynęło na kondycję finansową legalnych operatorów zakładów sportowych, szacuje się że obroty branży wzrosły prawie dwukrotnie. Stowarzyszenie na Rzecz Likwidacji Szarej Strefy Zakładów Wzajemnych w Polsce „Graj Legalnie”, które skupia firmy z licencją Ministerstwa Finansów, szacuje je na 3,3 mld zł w 2017 roku. Według naszych wyliczeń stanowi to 40 proc. rynku zakładów wzajemnych w Polsce, wartego obecnie ok. 8 mld zł.

Polskie firmy bukmacherskie nie mają więc powodów do narzekań: z ich drogi usunięto silną zagraniczną konkurencję, a dodatkowo nowelizacja ustawy poszerzyła ich możliwości w zakresie reklamowania swoich usług. Obecnie legalni bukmacherzy mogą prowadzić sponsoring polskich klubów sportowych, a więc umieszczać swoje loga na koszulkach graczy oraz bannery na boiskach podczas meczy sponsorowanych drużyn, co z pewnością pomaga im dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Zwłaszcza, że sponsorują wiele klubów z różnych dziedzin sportowych, w tym najbardziej rozpoznawalne drużyny jak: Górnik Zabrze, Legia Warszawa, Śląsk Wrocław czy Wisła Kraków.

Co prawda, cel jakim było wyeliminowanie nielegalnego hazardu z sieci został osiągnięty. Jednak równocześnie drastycznie zmniejszyła się konkurencja na rynku bukmacherskim - obecnie na polskim rynku funkcjonuje tylko 9 podmiotów organizujących zakłady wzajemne w Polsce (tu lista legalnych bukmacherów z licencjami). A przecież powszechnie wiadomo, iż im większa konkurencja tym klient zyskuje lepsze warunki usługi.

Naszym zdaniem:

  • Nowelizacja miała za zadanie powstrzymanie rozrostu nielegalnego rynku gier hazardowych;
  • Założenia ustawodawcy okazały się błędne, gdyż wciąż powstają nowe punkty z automatami do gier;
  • Ograniczony została konkurencja na rynku zakładów wzajemnych.

Autorzy artykułu na zajmują się zagadnieniami prawnymi w zakresie ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych.

Źródło: Legalsport