Błędy medyczne. Medycy będą chronieni, pacjenci już nie, więc kto zapłaci?

Błędy medyczne. Medycy będą chronieni, pacjenci już nie, więc kto zapłaci?

Operacja
Operacja Źródło: Pixabay / AhmadArdity
Pracownicy medyczni w dobie COVID-19 mają być w szczególny sposób chronieni. Pacjentom może być trudniej o odszkodowanie, jeśli coś pójdzie nie tak.

Temat obszernie porusza Bankier.pl. W dobie szalejącej pandemii dochodzi do specyficznego dla tego okresu konfliktu. Z jednej stroni personel medyczny, na czele z lekarzami, jest przepracowany. A do pracy kierowane są „wszystkie ręce”, choćby lekarze bez wszystkich zdanych egzaminów. Z kolei pacjenci nie dostają pomocy na czas, brak miejsca w szpitalach, nie mówiąc o planowanych zabiegach i operacjach, do przeprowadzenia których potrzebni są specjaliści.

Z jednej strony rząd pomyślał o medykach. Osoby „z pierwszej linii frontu” dostaną wyższe o 100 proc. wynagrodzenie. Z drugiej strony rząd zwolnił medyków z odpowiedzialności karnej za błędy medyczne. Problem mają pacjenci, dla których nie starcza personelu.

Kto może zostać medykiem podczas pandemii?

Ustawa daje wiele nowych możliwości. To możliwość

  • „wyrażenia zgody na wykonywanie zawodu lekarza albo lekarza dentysty osobie, która uzyskała kwalifikacje poza terytorium Unii Europejskiej, oraz przyznania jej prawa wykonywania zawodu lekarza albo lekarza dentysty na określony zakres czynności zawodowych, czas i miejsce zatrudnienia w podmiocie wykonującym działalność leczniczą,
  • skierowania do pracy przy zwalczaniu epidemii lekarzy, którzy ukończyli staż podyplomowy i nie uzyskali prawa wykonywania zawodu lekarza z powodu niezłożenia z wynikiem pozytywnym egzaminów: LEK albo LDEK,
  • kierowania do pracy przy zwalczaniu epidemii mężczyzn do 65. roku życia, wcześniej było to 60 lat,
  • skierowania do pracy przy zwalczaniu epidemii osób, które nie ukończyły 18 lat bądź ukończyły 60 lat w przypadku kobiet lub 65 lat w przypadku mężczyzn, osób samotnie wychowujących dziecko w wieku do 18 lat oraz osób wychowujących dziecko w wieku do 14 lat, o ile wystąpią z takim wnioskiem do wojewody,
  • podwyższenia do 200 proc. (z dotychczasowych 150 proc.) wynagrodzenie zasadniczego dla osób pracujących przy zwalczaniu COVID-19 na pierwszej linii,
  • skierowania do pracy przy zwalczaniu epidemii studentów kierunków przygotowujących do wykonywania zawodu medycznego, doktorantów w dziedzinie nauk medycznych i nauk o zdrowiu w dyscyplinach naukowych: nauki medyczne, nauki farmaceutyczne i nauki o zdrowiu, osoby kształcące się w zawodzie medycznym, osoby posiadające wykształcenie w zawodzie medycznym, które ukończyły kształcenie w tym zawodzie w okresie ostatnich 5 lat oraz ratowników, o których mowa w art. 13 ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym”.

Jak zauważa Bankier.pl, podwyżki nie obejmą wszystkich pracowników medycznych. Więcej zarobi:

  • każda osoba z personelu medycznego walcząca z COVID-19,
  • wykonujący zawód medyczny w SOR lub izbach przyjęć, zespołach ratownictwa medycznego, w tym lotniczych zespołach ratownictwa,
  • wykonujący czynności diagnostyki laboratoryjnej w laboratoriach przy szpitalach I, II i III poziomu zabezpieczenia, z którymi NFZ podpisał umowę na wykonywanie testów w kierunku SARS-CoV-2.

Jednak ustawa wciąż nie weszła w życie. Gdyby weszła, podwyżkę dostaliby praktycznie wszyscy medycy w Polsce, łącznie z lekarzami rodzinnymi. Tymczasem intencją ustawodawcy było, żeby większe pieniądze trafiły faktycznie do medyków „z pierwszej linii frontu” walki z COVID-19.

„Dobry Samarytanin” w ustawie

Ustawa zawiera też inną kontrowersję. To zwolnienie z odpowiedzialności za błąd. A to z kolei kwestionuje konstytucyjne prawo do ochrony życia i zdrowia. Pacjentom odbierana jest możliwość walki o odszkodowanie i/lub zadośćuczynienie, jeśli medyk popełni błąd, co zdarza się już teraz. W uzasadnieniu ustawy czytamy, że „powinno następować wyłączenie odpowiedzialności karnej za określone czyny, popełniane przez osoby wykonujące zawód medyczny, gdy działania lecznicze są podejmowane w celu zwalczania epidemii COVID-19 (np. w sytuacji realizacji świadczeń przez osoby, które w warunkach nieepidemicznych nie udzielałyby tych świadczeń – vide udzielanie świadczeń przez lekarzy w trakcie specjalizacji czy lekarzy specjalistów w innych niż posiadana przez nich specjalizacja)”.

I dalej, jeśli medyk doprowadził do śmierci lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pacjenta, „naruszy czynność narządu ciała lub doprowadzi do rozstroju zdrowia lub też narazi człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu” będzie podlegał odpowiedzialności karnej w wyniku rażącego nadużycia uprawnień lub rażącego niedopełniania obowiązków.

Co w takim razie z odpowiedzialnością cywilną?

Procedura wyglądała bowiem tak, że najpierw toczyło się postępowanie karne. Jeśli na jego podstawie wydano wyrok o błędzie medycznym, pacjent mógł wytoczyć sprawę cywilną. Teraz, w związku z tym, że sprawy karnej nie będzie, pacjent nie będzie miał dowodu, jeśli zdecyduje się na sprawę cywilną, a to na pacjencie lub jego bliskich spoczywa ciężar dowodu.

Jak podsumowuje Bankier.pl „zarówno szpital, jak i lekarz, są ubezpieczeni od odpowiedzialności cywilnej, może zatem warto byłoby odstąpić od karania w sprawach karnych, a dać możliwość dochodzenia pacjentom i ich bliskim świadczeń odszkodowawczych, zamiast to utrudniać w czasie epidemii”.

Czytaj też:
Senat odsyła ustawę covidową do Sejmu, dodano szereg poprawek. Awaria podczas głosowania