Co mieści głowa ministra?

Co mieści głowa ministra?

Dodano:   /  Zmieniono: 
O, ironio! Ledwo tygodnik "Wprost" w nr 32 napisał o wysokich marżach na żywność w sieciach supermarketów, a już ludowcy z ministrem rolnictwa Markiem Sawickim na czele ogłosili, że z tym zjawiskiem trzeba walczyć. Sawicki chce, by sprawą zajął się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Ten – słusznie – umywa ręce: „My jesteśmy od walki z monopolami, nie z marżami”.
Postawa Sawickiego natomiast potwierdza to, co o ludowcach mówi się od dawna – że zieloni to oni są na zewnątrz, ale w środku już czerwoni.

Jeśli coś w działaniach naszych polityków ma znamiona socjalizmu, to regulowanie, czy też kontrolowanie marż byłoby socjalizmem w czystej postaci. Wolny rynek bez zróżnicowanych marż (tych niskich, tych przeciętnych i tych „za wysokich") się nie obejdzie. To właśnie m.in. dzięki nim istnieje konkurencja. W dodatku na ryku żywności, jak znów słusznie zauważa UOKiK, nie ma mowy o żadnym monopolu, dlatego też wysokość marż nie jest problemem. Zawsze można znaleźć sklep z niższymi cenami. Ciekawe, że protest przeciwko „pazerności" supermarketów nie wyszedł od „ludu”, tylko od polityków, którzy teoretycznie właśnie tego ludu żądania powinni reprezentować. A to, że Polaków stać na żywność (nawet tą o wysokich marżach), ponieważ ją po prostu kupują, świadczy, że w tej kwestii ludowcy nie reprezentują nikogo.

Oczywiście, można by się spierać, że ludzie chcieliby kupować taniej. Zapytani na ulicy zapewne wymienią dosłownie setki „zbyt drogich" produktów. Za droga będzie nie tylko żywność, ale ubrania, lodówki i samochody. Sam bym chciał, by mieszkania były tańsze o co najmniej jedną trzecią. Pytanie tylko, czy ta naturalna u konsumenta chęć, która motywuje do poszukiwania produktów najtańszych, powinna być podstawą do prawnej regulacji? Odpowiedź brzmi oczywiście: nie.

A to, że rzekomo cierpią polscy producenci, 'zmuszani' do utrzymywania cen hurtowych na niskich, mało opłacalnych poziomach? To oczywiście mrzonka, bo, jako się już rzekło, na rynku żywności konkurencja jest duża i sprzedawców jest po prostu zbyt wielu, by można było mówić o jakimkolwiek zmuszaniu. No, chyba, że uwierzymy w spisek ich wszystkich przeciwko biednym krajowym producentom. Ciekawe tylko, gdzie znajduje się kwatera tych tajnych spotkań, na których ustalane są maksymalne ceny hurtowe? Może w głowie ministra Sawickiego?