Ucieczka od wolności

Ucieczka od wolności

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy ludzie lubią, gdy państwo im czegoś zakazuje? 15 listopada wszedł w życie zakaz palenia w miejscach publicznych i… nic. Głosów protestu nie słychać.
A ja zaprotestuję. Co więcej zaprotestuję ze względu na zdrowie, na które powołują się również zwolennicy zepchnięcia palaczy do podziemia. Nie idzie mi jednak o zdrowie ciała, tylko o kondycję rozsądku, który ostatnio zdaje się być w odwrocie. Tymczasem to przecież rozsądek powinien decydować o tym, co dobre a co złe. A rozsądkiem, jak mawiał Kartezjusz, dysponujemy wszyscy po równo. Tyle teoria.

Rozumiem wprowadzenie zakazu w miejscach naprawdę publicznych: na przystankach, w urzędach, na chodnikach i na mostach. Nie mogę jednak zrozumieć jak można zakazywać palenia w pubach i innych tego typu lokalach, które są własnością prywatną. Bo przecież prawo własności obejmuje również prawo dysponowania tą własnością. Jeśli dysponuje się nią zgodzie z maksymą „moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się twój nos", to nie ma żadnych przesłanek do interwencji państwa.

W wypadku klubów i pubów, nie sposób mówić o tym, że ktoś narusza czyjąś wolność. I to bez względu na to, jak gęsty byłby unoszący się w nich papierosowy smog. Kluczowa jest bowiem konstatacja, że w miejscach tych ludzie gromadzą się dobrowolnie. Nikt na siłę do ich nosów dymu tytoniowego nie pompuje. Jeśli ktoś ceni swoje zdrowie bardziej niż kawiarniane towarzystwo, może po prostu omijać takie miejsca szerokim łukiem. Co zresztą nie pozbawi go wszelkich rozrywek czy uroków życia społecznego - towarzyskie potrzeby można wszak realizować również w kinie, albo w teatrze. A tam już od dawna się nie pali.

Istnieje jednak grupa ludzi przekonanych, że to gość powinien narzucać gospodarzom domu etykietę. To oni chcą dyktować właścicielom lokali, na co powinni pozwalać swoim klientom. Tymczasem na wolnym rynku powinien istnieć tylko jeden przymus - przymus podaży i popytu. Producent dowiaduje się, że jego produkt się nie podoba, gdy ludzie przestają go kupować. Kawiarni czy pubów również ten przymus dotyczy. Nic nie stało na przeszkodzie, by zwolennicy antynikotynowej krucjaty w geście protestu zaprzestali odwiedzania zadymionych miejsc, skutecznie zmniejszając utarg ich właścicieli. Zamiast tego wybrano praktykę, która z wolnym rynkiem i przyzwoitością nie ma nic wspólnego. Zamiast po prawa rynku sięgnięto po państwowy przymus.

Jak na ironię zwolennicy zakazu palenia ograniczając wolność swoich palących znajomych jednocześnie… przekonują, że robią to w imię wolności. Chodzi o wolność „do zdrowego życia". I tak ograniczają wolność w imię wolności.

I tu dochodzimy do sedna sprawy – czyli niebezpiecznego wypaczania kluczowego dla naszej cywilizacji pojęcia. Oddajmy głos Aldousowi Huxleyowi: „Czym jest nazwa? Należy odpowiedzieć, że jest właściwie wszystkim, jeśli dobrze brzmi. Wolność to wspaniała nazwa i dlatego człowiek pragnie gorąco używać wolności. Zdaje się, że jeżeli ochrzcisz niewolę mianem prawdziwej wolności, przyciągniesz tym ludzi do więzienia"