Boni tłumaczy, że Polski nie stać już na przekazywanie do OFE składki w obecnej wysokości 7,3 proc. Po wprowadzeniu zapowiadanych przez rząd zmian fundusze dostaną tylko 2,3 proc. składki. Jednak doradca premiera podkreśla, że "drugi filar zostaje w formie zintegrowanej, tylko lokowanie walorów odbywa się inaczej: w gotówce do OFE oraz w zobowiązaniu na indywidualnym koncie w specjalnym subfunduszu. Nikt tych zobowiązań nie może wymazać, a jak trzeba, to należy nawet w tej materii wprowadzić zapisy konstytucyjne".
Minister podkreślił, że kwota, zapisywana na subkoncie w ZUS musi być waloryzowana albo wzrostem nominalnym PKB (realne PKB plus inflacja), albo stopą zwrotu uzyskiwaną przez OFE (zakładając, że są wszelkie dane, by liczyć ją wyżej o ok. 2 pkt proc. niż przyrost PKB). Według Boniego należy też szukać formuły prawnej, która pozwoliłaby te środki dziedziczyć, tak jak to się dzieje dziś w całym II filarze, nie rujnując przy tym finansów publicznych. Powstanie specjalnego subfunduszu z indywidualnymi kontami w ZUS Boni tłumaczy właśnie tym, że "zapisanych na nich kwot nie wlicza się do długu, ale i deficytu sektora finansów publicznych". Takie rozwiązanie nie było możliwe przy obligacjach emerytalnych.
"Dajemy większą swobodę inwestycyjną OFE oraz różnym firmom prowadzącym ubezpieczenia dodatkowe, znosząc czy uelastyczniając gorset limitów. Umożliwiamy OFE trzymanie w akcjach stale ok. jednej trzeciej pełnej składki na II filar - czyli właściwie owe gotówkowe 2,3 proc. (nie powinno się za tę gotówkę kupować obligacji, jeśli poważnie myślimy o przyszłych wyższych emeryturach)" - podkreślił minister. Tym samym - jego zdaniem - ograniczenie przypływu gotówki do OFE może być neutralne dla stopy zastąpienia. Szansą na wzrost owej stopy, a więc wzrost przyszłej emerytury, jest większa efektywność OFE. Dobry portfel inwestycyjny II filarze to był sens tej reformy - i tego zabić nie wolno.
Według niego szansą na wyższe emerytury są dodatkowe ubezpieczenia. W przypadku tych, którzy zdecydują się na opłacanie dobrowolnych składek w maksymalnej wysokości (4 proc.), stopa zastąpienia może wzrosnąć o 15,5 pkt proc., co odpowiadałoby wzrostowi świadczenia emerytalnego nawet o połowę, przy założeniu, że 90 proc. dobrowolnej składki byłoby lokowane w akcje.
Boni jest orędownikiem dokończenia reformy emerytalnej. Jego zdaniem trzeba rozpocząć dyskusję o modyfikacji KRUS. Ale pod warunkiem rzetelnego liczenia dochodów. I tak, gospodarstwa do 2000 zł dochodów, płaciłyby dalej składkę na poziomie 68 zł i miały średnią emeryturę ok. 730 zł, a najniższą 706 zł. Dotyczyłoby to ok. 95 proc. gospodarstw. Ale jeśli dochody danego gospodarstwa będą wyższe, to od każdej złotówki powyżej 2000 zł można by pobierać składkę taką jak w systemie pracowniczym - ok. 25 proc., czyli 25 gr.
Boni proponuje też wrócić do nieco wyższej składki rentowej (o 2 pkt proc.) i to po stronie pracodawców. Dałoby to rocznie ok. 6 -8 mld zł więcej do ZUS. Minister widzi potrzebę wydłużenia aktywności zawodowej Polaków. Zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn jest pierwszoplanowe. Gdyby kobiety od 2015 r. pracowały co roku o kolejne cztery miesiące dłużej, to w 2030 r. wiek emerytalny przesunąłby się nam z 60 do 65 lat. W przypadku mężczyzn, przesunięcie od 2019 r. momentu przejścia na emeryturę o cztery miesiące dałoby męski wiek emerytalny 67 lat w 2025 r. Boni zaznaczył, że nie przeszkadzają mu emeryci pracujący - z limitami wynagrodzeń.
pap, ps, "Gazeta Wyborcza"