Parlament Europejski na tropie perpetuum mobile

Parlament Europejski na tropie perpetuum mobile

Dodano:   /  Zmieniono: 
Parlament Europejski w swojej zbiorowej mądrości postanowił uszczęśliwić inwestorów. Gdyby przepisy proponowane przez europarlamentarzystów weszły w życie doradcy inwestycyjni nie mogliby mylić się w swoich prognozach, bo gdyby się pomylili musieliby za to zapłacić rozczarowanemu klientowi. Innymi słowy Parlament Europejski chce stworzyć pierwszy w świecie mechanizm inwestycji pozbawionych ryzyka. Co będzie następne? Perpetuum mobile?
Jeśli piekło nie jest wybrukowane dobrymi chęciami, to z całą pewnością brukuje się je takimi właśnie przepisami. Istota pomysłu tęgich mózgów z Brukseli sprowadza się bowiem do tego, że fundusze inwestycyjne zamiast ekonomistów powinny zacząć zatrudniać wróżbitów. I to nie byle jakich wróżbitów – ale takich, którzy mają skuteczność większą niż osoby odpowiedzialne za prognozy pogody. Najlepiej takich, którzy nie mylą się nigdy. Jak bowiem wszyscy dobrze wiemy osoby specjalizujące się w ekonomii mylą się dość często – co boleśnie odczuwamy wszyscy od czasu upadku banku Lehmann Brothers w 2008 roku. I trudno mieć o to do nich pretensje – bez umiejętności paranormalnych trudno przewidzieć trzepot skrzydeł motyla, który będzie odpowiedzialny za tornado na rynku nieruchomości w USA. Jeśli pomysły europarlamentarzystów wejdą w życie doradcy inwestycyjni będą jednak zmuszeni przejść szybki kurs czytania w baranich jelitach, gwiazdach, albo w szklanej kuli. Inaczej drogo za to zapłacą.

Brytyjczycy mawiali o swoim parlamencie, że może on wszystko – nie może jednak ustawą zamieniać mężczyzn w kobiety (i vice versa). Innymi słowy nawet ustawodawca nie jest w stanie zmieniać pewnych praw naturalnych. Okazuje się jednak, że to, czego nie potrafi brytyjski parlament – może zrobić Parlament Europejski. A przynajmniej tak się wydaje eurodeputowanym proponującym nowe przepisy. Dotychczas bowiem zysk zawsze wiązał się z ryzykiem straty. Jeśli inwestor A ma się dzięki swojej inwestycji wzbogacić, to inwestor B musi w tym samym czasie zubożeć, żeby A mógł przejąć jego pieniądze. Obaj podejmują ryzyko – i jednemu się to opłaca, a drugiemu nie. A co najważniejsze: jeśli nie chcą, nie muszą tego ryzyka podejmować – i wtedy żaden doradca inwestycyjny ich do tego nie zmusi.

Doradcy inwestycyjni muszą się mylić, bo gdyby potrafili typować bezbłędnie zamiast doradzać zajęliby się inwestowaniem (po co pomnażać pieniądze innych, skoro można samemu zostać milionerem?). A nawet gdyby nieomylni doradcy w jakimś altruistycznym odruchu postanowili podzielić się ze światem swoją wiedzą – to wówczas i tak inwestorzy nie byliby zapewne zadowoleni, bo ich zyski nie byłyby tak duże jak te, osiągane w świecie w którym doradcy się mylą. To jak z grą w totolotka – jeśli każdy Polak trafi szóstkę, wówczas zamiast milionów na jego konto trafi parę złotych. Wymarzony zysk osiąga się wtedy, gdy podejmie się decyzję inną niż wszyscy – i ta decyzja okaże się słuszna.

Najgorsze jednak w pomyśle eurodeputowanych jest to, że jeżeli wszedłby on w życie to i tak po kieszeni dostaliby, rzekomo chronieni, inwestorzy. Dlaczego? Gdyby fundusze inwestycyjne musiały odpowiadać finansowo za błędy swoich doradców – wówczas niechybnie wkalkulowałyby to w koszty zwiększając pobierane od klientów prowizje. Bo wariant z wróżbitami raczej nie wchodzi w grę – gdy rumuński parlament zaczął pracować nad prawem, zgodnie z którym jasnowidze musieliby ponosić odpowiedzialność finansową za niesprawdzone wróżby, wróżki i wróżowie zdecydowanie zaprotestowali. Oni też się mylą – w końcu errare humanum est, czy to się eurodeputowanym podoba, czy nie.