Co druga książeczka sanepidu jest podróbką? "I tak nikt tego nie sprawdza"

Co druga książeczka sanepidu jest podróbką? "I tak nikt tego nie sprawdza"

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Internecie można kupić nielegalne podróbki książeczek sanepidowskich, które wyrabiane są w ciągu jednego dnia (fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
W Internecie za 60-90 zł można kupić sfałszowane książeczki sanepidowskie, które umożliwiają pracę w m.in. w gastronomii. Oszuści nie są ścigani - alarmuje "Rzeczpospolita". - Szacujemy, że nawet połowa z tych, które znajdują się w obiegu, jest podrobiona – mówi Wiesław Rozbicki z warszawskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej - mówi w wywiadzie dla "Rz" Wiesław Rozbicki z warszawskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej.
Jeśli chcemy pracować w przedszkolu, szkole, zakładzie fryzjerskim, barze lub restauracji, potrzebujemy książeczki sanitarno-epidemiologicznej. Jej uzyskanie wymaga wykonania wielu badań, m.in. na obecność w organizmie pałeczek salmonella. Badanie trwa około dwóch tygodni. Następnie, z ich wynikamy kierujemy się do lekarza medycyny pracy, który przeprowadza dodatkowe badania i stwierdza czy dana osoba nie stwarza zagrożenia dla zdrowia klientów restauracji czy zakładów fryzjerskich. Koszt wyrobienia książeczki to blisko 200 zł.

- Gdy osoba jest nosicielem pałeczek salmonella i nie będzie przestrzegała zasad higieny, może przenosić bakterie na przygotowywaną żywność. Gdy będzie ona przechowywana przez jakiś czas w  temperaturze pokojowej, bakterie mogą się rozmnożyć i wywołać zatrucie pokarmowe u ludzi, którzy ją zjedzą. Najbardziej narażoną grupą są dzieci i ludzie z obniżoną odpornością, np. osoby starsze – tłumaczy dla "Rzeczpospolitej" dr n. med. Jolanta Szych.

Mimo poważnego zagrożenia, na czarny rynek ugina się pod ciężarem fałszywych książeczek sanepidowskich. Cena? Od 50 do 90 złotych. Czas oczekiwania na wyrobienie? Jeden dzień. - Codziennie mamy mnóstwo zamówień - zdradza "Rz" osoba handlująca nielegalnymi dokumentami, reklamująca się w Internecie jako "specjalista medycyny pracy".

Podróbka niczym nie różni się od legalnej książeczki. Puste jest tylko miejsce z imieniem i nazwiskiem. – Trzeba wypełnić podobnym długopisem. I tak nikt tego nie sprawdza, sam takiej używam. To prawdziwe pieczątki - mówi sprzedawca fałszywek.

- Jest to przestępstwo fałszowania dokumentów – mówi dla "Rzeczpospolitej" prof. Piotr Kruszyński, ekspert od prawa karnego. Sprzedawcy nie ukrywają jednak tego, że sprzedają podrobione dokumenty. Ze skali problemu zdaje sobie sprawę Sanepid, lecz przyznaje, że nie ma na to wpływu. - Dopiero gdy w zakładzie pracy zdarzy się np. zakażenie salmonellą, szukamy przyczyny i sprawdzamy książeczki. Wówczas okazuje się, że są one z Internetu. Prokuratura często umarza sprawy, a policja specjalnie się tym nie interesuje. To błędne koło - tłumaczy Wiesław Rozbicki.

sjk, rp.pl