Obecnie wysokość dotacji otrzymywana przez poszczególne uczelnie zależy głównie od tego ilu kształci się na niej studentów w trybie stacjonarnym. Ministerstwo chce zmienić algorytm i w większym stopniu uzależnić wysokość dotacji od liczby profesorów, zdobytych grantów i prowadzonych badań. W algorytmie ma m.in. znaleźć się składnik "dostępność kadry". "Do podziału w ramach tego składnika zastosowano wzór uwzględniający liczbę studentów i uczestników studiów doktoranckich przypadających na jednego nauczyciela akademickiego. Składnik ten zapewnia możliwość zaprojektowania parametru modelowej dostępności nauczycieli akademickich dla studentów i uczestników studiów doktoranckich" - napisano w uzasadnieniu do projektu rozporządzenia. Jednak główną zmianą w rozporządzeniu jest wprowadzenie zachęty finansowej dla uczelni publicznych, które się połączą. "Jest to szczególnie ważne ze względu na rozpoczynający się niż demograficzny. Obliczona dla uczelni powstałej w wyniku połączenia dotacja >podstawowa< będzie obligatoryjnie uzupełniana przez ministra nadzorującego nową uczelnię w ciągu 3 lat następujących po połączeniu do poziomu: 102 proc. dotacji >podstawowej< z roku poprzedzającego połączenie" - czytamy w uzasadnieniu.
Kudrycka pytana o to dlaczego jedna czwarta polskich uczelni jest zaliczana w jednym z ostatnich rankingów do najsłabszych na świecie, odpowiedziała, że "rankingi, o których mówimy, biorą pod uwagę przede wszystkim uczelnie bardzo interdyscyplinarne". - Gdybyśmy przeprowadzili konsolidację i stworzyli jeden wielki uniwersytet np. w Warszawie, to bardzo szybko na listach rankingowych byśmy podskoczyli - zapewniła.
PAP, arb