Kiedy kurs franka wystrzelił w kosmos, Radosław Galas kupował w Szwajcarii 13 samochodów. – Nigdy nie byłem przesądny, ale to chyba przez tę liczbę miałem wtedy pecha. Klienci już zapłacili za auta, które w kilka minut podrożały o parę tysięcy złotych każde. Co miałem zrobić? Pokryłem różnicę w cenie z własnej kieszeni – mówi importer szwajcarskich samochodów z Otwocka. Jeszcze gorzej było w warszawskiej firmie Jansen zajmującej się importem produktów mlecznych. Po skoku franka producent serów szwajcarskich po prostu zawiesił dostawy. Powód absurdalny – kurs szwajcarskiej waluty jest tak nieprzewidywalny, że firma nie wie, po jakiej cenie ma sprzedawać swoje produkty. Na wszelki wypadek nie sprzedaje ich więc w ogóle. Czeka na pomoc szwajcarskiego rządu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.