Branża tytoniowa na wulkanie. Jak rząd może zniszczyć pół miliona miejsc pracy

Branża tytoniowa na wulkanie. Jak rząd może zniszczyć pół miliona miejsc pracy

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot.sxc.hu 
Koncerny tytoniowe mogą wynieść się z Polski, tysiące ludzi stracą pracę, a plantacje znikną z powierzchni ziemi. Producenci papierosów, związki zawodowe i plantatorzy twierdzą, że taki scenariusz jest całkiem realny, jeżeli wejdzie w życie ustawa wprowadzająca w Polsce tzw. Dyrektywę Tytoniową.
Przedstawiciele branży nie zostawiają na projekcie ustawy suchej nitki. – Ustawa jest wadliwa. Nie zawiera kluczowych zapisów dyrektywy, a dodatkowo wprowadza nowe regulacje nie wymagane przez Unię Europejską- mówi Magdalena Włodarczyk, dyrektor Krajowego Stowarzyszenia Przemysłu Tytoniowego. Z powodu zafundowania branży nowych rozwiązań, projekt musi być notyfikowany w Brukseli, co wydłuży jego przyjęcie o kilka miesięcy. Tymczasem czasu jest mało - ma zacząć obowiązywać od maja przyszłego roku.

W petycji, którą branża skierowała do premier Ewy Kopacz, zarzuca rządowi, że nie stosuje się do zasady nie stosowania tzw. gold-plating (czyli dokładania przepisów ponad minimum wyznaczone przez UE), którą sam przyjął w programie "Lepsze Regulacje 2015”. Petycja to apel branży o pilną interwencję w sprawie korekty wadliwego projektu przygotowanego przez Ministerstwo Zdrowia oraz "przyspieszenie prac legislacyjnych opóźnionych z powodu opieszałości resortu , tak by mogły one zostać zakończone w tej kadencji Sejmu”.

Plantatorzy i handel w strachu


Branża zarzuca resortowi zdrowia, że stworzył ustawę pełną dziur, że regulacje przerzucił na poziom rozporządzeń, że rozciąga niemiłosiernie wprowadzenie dyrektywy w życie, a tym samym opóźnia proces przy gotowania się przemysłu do zmian. – Nie ma w projekcie ustaleń dotyczących opakowań, chociaż są w dyrektywie – mówi Magdalena Włodarczyk. To – według niej - jedna z najpoważniejszych wad projektu. Wielkość ostrzeżeń zdrowotnych umieszczonych na paczkach papierosów jest dla branży kluczowa, ponieważ wymaga poważnych inwestycji w maszyny. Nie można ich rozpocząć bez znajomości ostatecznych przepisów, ponieważ konieczne adaptacje sześciu polskich fabryk do nowych wymogów będą trwały wiele miesięcy (według Macieja Skorlińskiego, przewodniczącego Federacji Związków Zawodowych Przemysłu Tytoniowego, minimum to osiem miesięcy), a koszt ich wprowadzenia może sięgać setek milionów złotych. Na unijnym rynku funkcjonuje około 6 tys. wariantów opakowań papierosów, które zostaną zmienione, dlatego krajowi producenci muszą zamówić u zewnętrznych dostawców aż 40 tys. nowych cylindrów drukujących. Potrzeba na to czasu i gigantycznych pieniędzy. Nie tylko zresztą na kupno nowych maszyn. – Ustawa wprowadza nową postać nadzorującą branżę: inspektora ds. substancji chemicznych. Nie sprzeciwiamy się temu, jednak zwracamy uwagę na koszty jego funkcjonowania: mogą przekroczyć 20 mln zł. Częstotliwość kontroli nie jest sprecyzowana, więc istnieje ryzyko, że będą jeszcze większe – mówi Magdalena Włodarczy.

Czasu na wprowadzenie nowych rozwiązań jest mało, bo resort zdrowia wyznaczył jako datę graniczną, od której producenci mogą wywarzać swoje wyroby tylko zgodnie przepisami dyrektywy, na 20 maja 2016 roku. – To zbyt krótki termin. Może dojść do tego, że 20 maja przemysł wstrzyma produkcję i przestanie zamawiać tytoń – powiedział Przemysław Noworyta, dyrektor Polskiego Związku Plantatorów Tytoniu.

Takiej sytuacji rynek boi się jak ognia. Lech Ostrowski, prezes Okręgowego Związku Plantatorów Tytoniu w Augustowie, spodziewa się, że na wschodzie kraju, gdzie gleby są niskiej jakości, po likwidacji plantacji nie pojawią się już żadne nowe uprawy. Wiele gospodarstw może paść, a pieniądze wydane na inwestycje w produkcję tytoniu, sięgające nawet 100 tys. zł, zostaną wyrzucone błoto.

Czarne scenariusze kreślą przedstawiciele handlu. Produkty tytoniowe sprzedaje w Polsce ponad 100 tys. punktów, dla około 80 tys. z nich sprzedaż papierosów zapewnia od 15 do 40 proc. obrotów. – Mogą nastąpić bardzo poważne zaburzenia w funkcjonowaniu handlu – mówi Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu. Sprzedawcy obawiają się zarówno wstrzymania produkcji przez koncerny tytoniowe, jak i krytykowanego przez branżę zakazu informowania o wyrobach tytoniowych w punktach sprzedaży (unijna dyrektywa tego wątku nie reguluje, ale w projekcie się on znalazł).

Kto weźmie nasze miliardy?


- Wydawało się, że implementacja Dyrektywy Tytoniowej będzie tylko formalnością, a tymczasem ministerstwo zaostrzyło przepisy. Dyrektywa była kompromisem – mówi Przemysław Noworyta. Branża nic przeciwko niej nie ma, i byłaby gotowa ją wprowadzić w takim kształcie, jakim została przyjęta w Brukseli. – Nie oczekujemy wiele, tylko realizacji tego, co zawarte jest w dyrektywie, i poszanowania branży – mówi Magdalena Włodarczyk. Rudolf Grec, wiceprzewodniczący Sekcji Krajowej Pracowników Przemysłu Tytoniowego NSZZ "Solidarność” uważa, że zmiany proponowane w projekcie ustawy będą dotkliwe dla firm, mogą doprowadzić do zmniejszenia liczby miejsc pracy, do wykluczenia społecznego, a także do zaprzepaszczenia osiągnięć poważnej gałęzi przemysłu. – Fabryki działające w tej branży to przykład prawdziwej prywatyzacji, a także rozwoju dzięki inwestycjom – mówi Rudolf Grec.

Nie znaczy to wcale, że nie mogą zostać zamknięte i przeniesione za granicę. Związkowcy liczą się z tym scenariuszem. – Zamknięcie fabryki to w dzisiejszych czasach proces bardzo szybki – twierdzi Maciej Skorliński. Gdyby tak się stało, byłby to dla gospodarki fatalny scenariusz. Bezpośrednio i pośrednio z branży tytoniowej żyje w Polsce ponad 500 tys. osób, uprawą tytoniu zajmuje się prawie 9 tys. plantatorów, co zapewnia utrzymanie 40 tys. osobom, przede wszystkim z terenów o wysokim bezrobociu. W fabrykach koncernów tytoniowych pracuje prawie 6 tys. osób.

Polska jest największym w Unii Europejskiej producentem wyrobów tytoniowych, wytwarza co roku ok. 150 mld sztuk papierosów, z czego 70 proc. trafia na eksport. Sektor dostarcza do budżetu państwa 23 mld zł rocznie, czyli 10 proc. wpływów podatkowych, generuje ponad 1,5 mld zł nadwyżki w handlu zagranicznym. Przedstawiciele branży twierdzą, że jej destabilizacja zagrozi nie tylko finansom państwa, ale również rozkręci szarą strefę. Jeżeli sprawy pójdą w tym kierunku, biznes tytoniowy przeniesie się na bazary.