Pan Jacek z Kielc przeprowadził się z butikiem z centrum miasta do nowo powstałej galerii. Obiecano mu najlepszą lokalizację. Ostatecznie wylądował w ciemnym kącie. Na najwyższym piętrze z restauracjami. Klientów brak, bo nikt nie może jego sklepu znaleźć. Co roku dokłada do biznesu 50 tys. zł. Podpisał umowę na dziesięć lat. Jest tak niekorzystna, że nie sposób się z niej wycofać. – Nie podam panu nazwiska, bo mnie zniszczą. Uznają, że działam na niekorzyść galerii i mnie wyrzucą. A wtedy będę musiał zapłacić sześciokrotność miesięcznego czynszu, czyli kilkaset tysięcy złotych kary – mówi. W Polsce działa ponad 450 centrów handlowych. Na tysiąc mieszkańców przypada u nas 273 mkw. powierzchni handlowej. To więcej niż na tysiąc Włochów czy naszych sąsiadów: Niemców, Czechów, Słowaków. Nasz rynek jest już tak nasycony galeriami handlowymi, że wiele nowo otwartych stoi pustych. W złotych czasach centra handlowe potrafiły co roku przynosić ponad 110 mld zł obrotów. Dziś ich przychody sukcesywnie topnieją. Średnio o 2-3 proc. rocznie. Galerie chcą te spadki zatrzymać. Robią więc wszystko, żeby przyciągnąć do siebie najemców gotowych otwierać kolejne sklepy. A to rodzi coraz więcej patologii i ludzkich dramatów.
Problem 1: nieuczciwe obietnice
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.