Krajobraz po awaryjnym wyłączeniu Elektrowni Bełchatów. Nagły skok cen i ogromny ubytek mocy w systemie

Krajobraz po awaryjnym wyłączeniu Elektrowni Bełchatów. Nagły skok cen i ogromny ubytek mocy w systemie

Elektrownia Bełchatów
Elektrownia Bełchatów Źródło:Shutterstock / Pawel_Brzozowski
Awaria, która spowodowała konieczność wyłączenia 10 z 11 bloków Elektrowni Bełchatów, zachwiała rynkiem mocy. Ceny energii momentalnie wystrzeliły w górę. Eksperci zadają pytania o bezpieczeństwo systemu.

Czy polski system elektroenergetyczny oparty na blokach węglowych faktycznie gwarantuje bezpieczeństwo? Takie pytania zaczęły padać z ust wielu ekspertów po awarii, do której doszło w poniedziałek 17 maja. Chodzi o problemy stacji rozdzielczej w Rogowcu, do której przekazywana jest energia wytwarzana w 10 z 11 bloków Elektrowni Bełchatów. Tylko najnowszy blok podłączony jest to stacji w Trębaczewie.

Ubytek mocy i gwałtowny skok cen

Awaria stacji należącej do Polskich Sieci Elektroenergetycznych spowodowała nagłą potrzebę wygaszenia 10 z 11 bloków największe elektrowni w Polsce. Niemal jednocześnie w polskiej sieci zabrakło 3900 MW energii. Spowodowało to nagły wzrost cen energii. Jak podaje „Rzeczpospolita”, zaraz po awarii cena za MWh skoczyła do 1500 zł. W normalnych warunkach oscyluje w granicach 300-400 zł.

Eksperci twierdzą, że sytuacja z poniedziałku doskonale pokazuje, że opowieści o bezpiecznym systemie energetycznym opartym na elektrowniach węglowych, należy włożyć między bajki. Dodają, że konieczne jest rozproszenie systemu i zaprzestanie opierania całych dostaw energii o kilka wieloblokowych molochów. Awaria jednej rozdzielni pokazała, jak jedna nieprzewidziana sytuacja może zachwiać całym rynkiem. Elektrownia Bełchatów dostarcza bowiem aż 20 proc. krajowej energii.

Co prawda PSE szybko poradziła sobie z pozyskaniem brakującego prądu poprzez uruchomienie innych źródeł, ale sytuacja była daleka od pożądanej. Zwiększono produkcję w elektrowniach wodnych, a także importowano energię z sieci czeskiej, słowackiej i niemieckiej. W czasie awarii zza granicy do polskiego systemu trafiały nawet 4 GW energii. Eksperci zaznaczają, że sytuacja była niebezpieczna. Gdyby nie zadziałał import, PSE mogłaby wydać nadzwyczajne polecenie ograniczenia zużycia prądu przez firmy, które zadeklarowały taką możliwość w zamian za wypłatę zadośćuczynienia – informuje „Rz”.

Problem może się powtarzać

Eksperci przypominają, że część starych bloków węglowych, które obecnie działają w Polsce, musi zostać wygaszona do 2025 roku. Rząd zapowiedział budowę elektrowni gazowych, czy jądrowych, które mają zastąpić ubytki mocy w systemie, ale mogą one powstać zbyt późno. Istnieje obawa, że do czasu ich uruchomienia, Polska będzie skazana na znaczący import energii od sąsiadów.

Czytaj też:
Prawie wszystkie bloki Elektrowni Bełchatów wróciły do działania. Krajobraz po awarii

Źródło: Rzeczpospolita