Rosja nie chce tracić wpływów w Bułgarii, więc obniża ceny gazu. To powinno pomóc prokremlowskiemu kandydatowi

Rosja nie chce tracić wpływów w Bułgarii, więc obniża ceny gazu. To powinno pomóc prokremlowskiemu kandydatowi

Siedziba Gazpromu w Moskwie
Siedziba Gazpromu w Moskwie Źródło:Shutterstock / Yuriy Shurchkov
Chcąc wzmocnić szanse prorosyjskiego kandydata na prezydenta Bułgarii, Gazprom nieoczekiwanie obniżył ceny gazu dla tego kraju. Ma nadzieję, że nowy rząd podpisze korzystną dla koncertu wieloletnią umowę. Odcięcie gazu dla Mołdawii kilka tygodni temu pokazuje, jak może się skończyć próba uniezależnienia się od Moskwy i wybór kierunku europejskiego.

Większość państw Unii Europejskiej narzeka na aktualne warunki współpracy z Gazpromem. Koncern dostarcza mniej gazu niż w przeszłości, co uniemożliwia zapełnienie magazynów i winduje ceny. Okazuje się jednak, że są państwa, które ze współpracy z rosyjskim koncernem są zadowolone. Bułgaria, która spodziewała się wzrostu cen gazu o 32 proc., ostatecznie otrzymała zniżkę. Za błękitne paliwo bułgarski państwowy koncern gazowy Bulgargaz płaci 46,5 euro/MWh, czyli prawie dwukrotnie mniej niż kontrakty terminowe TTF europejskich hubów gazowych.

Tańszy gaz przed wyborami w Bułgarii

Dlaczego Gazprom okazał się tak hojny? Zadecydowała polityka. Zapewniając tańszy gaz, Moskwa wsparła prezydenta Rumena Radewa, który był nieustannie krytykowany przez byłego premiera Bojko Borisowa i jego partię GERB, m.in. w związku z kryzysem energetycznym. Ten argument odpadł krytykom, a prorosyjski prezydent zwiększył swoje szanse na reelekcję.

14 listopada w Bułgarii odbędą się podwójne wybory: prezydenckie i parlamentarne. Rosja ma nadzieję, że kolejny bułgarski rząd podpisze nową długoterminową umowę z Gazpromem, podobnie jak wcześniej Węgry.

Gazprom dostarcza teraz około 70 procent gazu potrzebnego Bułgarii. Kraj nie ma szerokiego wyboru dostawców, więc dobre relacje z Moskwą są mu bardzo potrzebne. O tym, co się dzieje, gdy państwo do tej pory bardzo pro-rosyjskie próbuje wybić się na niezależność, dowodzi przykład Mołdawii sprzed kilku tygodni.

Gazprom ukarał Mołdawię za proeuropejski kurs

We wrześniu wygasła umowa z Gazpromem, który był do tej pory jedynym dostawcą gazu do tego niewielkiego kraju. Udało się ją przedłużyć na miesiąc, ale Gazprom przedstawił zaporowe ceny, których najbiedniejszy kraj w Europie nie jest w stanie udźwignąć. Jeszcze w zeszłym roku za metr sześcienny rząd w Kiszyniowie płacił 200 dolarów, we wrześniu cena skoczyła do 550 dolarów, a teraz Gazprom życzy sobie 790 dolarów. W ramach ustępstwa Gazprom zgodził się obniżyć cenę o 25 proc. pod warunkiem, że Mołdawia spłaci w ciągu trzech lat długi za gaz, które wynoszą obecnie ok. 700 mln dolarów. To warunek niemożliwy do spełnienia, więc rząd nadal stara się wynegocjować korzystniejsze zasady.

Na Mołdawian padł blady strach, czy zimą nie zamarzną w domach, a przemysł nie stanie. W tej dramatycznej sytuacji pomoc zaoferowały inne państwa europejskie. Jako pierwszy ofertę sprzedaży gazy przedłożył PGNiG. Prezes spółki Paweł Majewski powiedział, że to wyraz solidarności energetycznej, „którą postrzegamy jako warunek prawidłowego działania rynku gazu w Unii Europejskiej i krajach sąsiednich”.

Pomogła nie tylko Polska: w październiku UE przekazała Mołdawii 60 mln euro na dofinansowanie jej zaległych rachunków za gaz (oraz doradztwo techniczne. Ta solidarność z państwem nie należącym do UE pozwoliło Mołdawii „kupić czas” w rozmowach z Gazpromem i nie godzić się na niekorzystne warunki.

Za pięć lat Mołdawia powinna znacząco uniezależnić się od Gazpromu

Stosunkowo niewielka ilość gazu z Polski, Ukrainy i Rumunii nie rozwiązują trwale problemu Mołdawii, porozumienie z Rosją pozostawało koniecznością. Na początku listopada stronom udało się dojść do porozumienia i zawarto kontrakt na pięć lat w cenie, którą Mołdawia jest w stanie zaakceptować. Władze w Kiszyniowie zyskały tym samym czas na to, by zdywersyfikować źródła dostaw gazu i uniknąć w przyszłości szantażu. Przed końcem kolejnego kontraktu na rosyjski gaz powinien zostać ukończony 150-kilometrowy rurociąg, który zapewnia odwrotne dostawy z Rumunii. Będzie biegł z Jassy przez Ungheni do Kiszyniowa.

Podstawowy gazociąg jest gotowy, ale Rumunia musi jeszcze zbudować stację ciśnieniową po swojej stronie granicy, a Mołdawia – połączenia z Kiszyniowa do innych części swojego terytorium, głównie na północy.

Czytaj też:
Gazprom wznowi dostawy gazu do Europy. Prezydent Putin oskarża USA o wzrost cen

Źródło: ECFR / Euractiv / Wprost