Gazprom nie chce dłużej czekać na unijną certyfikację gazociągu Nord Stream 2. Koncern – bardzo słusznie – obawia się, że w reakcji na zbrojną inwazję Rosji na Ukrainę, decyzja UE może być odkładana jeszcze długo, a to też nie jest najgorszy dla Kremla scenariusz, jaki można sobie wyobrazić.
Nord Stream 2 tłoczy gaz
Gazociąg Nord Stream 2 stał się niemal symbolem fatalnej polityki energetycznej części krajów Unii Europejskiej. W obecnej sytuacji trudno sobie wyobrazić, aby w możliwej do oszacowania przyszłości zaczął on spełniać pierwotne założenia. Rosyjski gaz nie popłynie nim do Niemiec jeszcze długo. Certyfikację gazociągu zablokowała Unia Europejska.
Warto przypomnieć, że jednym z powodów przedwojennego szantażu energetycznego ze strony Rosji, było właśnie zwiększenie presji na UE w sprawie wydania zgody na tłoczenie gazu przez nowy gazociąg łączący Rosję z Niemcami. Było to bowiem jedna z najbardziej kosztownych inwestycji infrastrukturalnych w ostatnich latach. W obecnej sytuacji Rosja ma jednak inny pomysł na wykorzystanie instalacji.
„Z uwagi na fakt, że gazociąg podmorski Nord Stream 2 nie jest obecnie eksploatowany oraz biorąc pod uwagę realizację programu dostaw i gazyfikacji dla odbiorców w regionie północno-zachodnim, Gazprom zdecydował się na wykorzystanie nadwyżki lądowych zdolności przesyłowych projektu Nord Stream 2 dla rozwoju dostaw gazu do regionów północno-zachodniej Rosji” – czytamy w komunikacie Gazpromu.
Propagandowe zagranie Gazpromu
Koncern, który jeszcze prezydent Andrzej Duda nazwał „zbrojnym ramieniem Rosji”, zdecydował się na działanie czysto propagandowe. Gazociąg zostanie bowiem wykorzystany na fragmencie zaledwie kilkudziesięciu z 1200 km, jaki mierzy cała instalacja. Surowiec będzie przesyłany do miejscowości w północno-zachodniej Rosji. Będzie to więc wyłącznie transport wewnątrz kraju.
Czytaj też:
Problemy Gazpromu. Spada zainteresowanie rosyjskim gazem