9 kwietnia o 16:00 rozpocznie się wspólna wideokonferencja przedstawicieli kartelu OPEC i szeregu innych państw wydobywających ropę naftową. Dyskutować będą ponownie o zmniejszeniu wydobycia ropy. Wynik tego posiedzenia wyznaczy kierunek notowaniom surowca, którego baryłka w styczniu kosztowała ponad 65 USD, a niecałe trzy miesiące później wyceniana była na mniej niż 20 USD.
Donald Trump rozbudził w ubiegłym tygodniu nadzieje na nowe porozumienie państw wydobywających ropę i mocne ograniczenie produkcji. W rezultacie kurs ropy tydzień kończył w okolicach 28,50. A przecież zaledwie kilka dni wcześniej za baryłkę na nowojorskiej giełdzie płacono mniej niż 20 USD, najmniej od 2002 roku. Obecnie jedna baryłka wyceniana jest na 26,5 USD.
Koniec wojny cenowej?
Prezydent USA zdradził, że Arabia Saudyjska i Rosja zakopią topór toczącej się od miesiąca wojny cenowej i są bliskie uzgodnienia zmniejszenia wydobycia o minimum 10 mln baryłek na dzień.
– Tak znaczna redukcja będzie osiągalna jedynie w przypadku rozszerzenia porozumienia na ponad 20 krajów (tyle uczestniczyło w ostatnim porozumieniu OPEC+; z czego połowę stanowił kraje Kartelu), w tym Stany Zjednoczone. USA w ostatnich latach mocno zwiększyły wydobycie z łupków i stały się nie tylko największym konsumentem, ale też producentem surowca – tłumaczy ekspert rynku surowców i kierownik Departamentu Analiz TMS Brokers Bartosz Sawicki.
Na początku drugiego kwartału zapotrzebowanie na ropę jest ponad 20 mln b/d mniejsze niż przed wybuchem pandemii COVID-19. – By skutecznie zapobiec gigantycznej nadpodaży i przyrostowi zapasów, nowe porozumienie musi zakładać nie tylko zmniejszenie dostaw surowca, ale także wiarygodne mechanizmy kontroli i koordynacji – uważa ekspert.
W przeszłości liczni producenci, na czele z Rosją, chronicznie nie wypełniali przyjętych na siebie zobowiązań. - Nawet zdecydowane ograniczenie wydobycia może nie wystarczyć, by zrównoważyć rynek w obliczu przedłużającej się słabości popytu. Nie można też zapominać, że od początku wojny cenowej światowe wydobycie wzrosło szacunkowo o 3 mln baryłek/dzień. Innymi słowy: jego cięcie o tę wartość przywróciłoby jedynie stan rzeczy z końca lutego – tłumaczy Sawicki.
Prawdopodobieństwo zerwania rozmów ze względu na rozbieżne interesy skłóconych potentatów - USA, Rosji i Arabii Saudyjskiej – jest wysokie, a zwaśnionym mocarstwom może być trudno osiągnąć, wiarygodny z perspektywy inwestorów, kompromis. - Kluczowym elementem oceny jego skuteczności będzie nie tylko skala, ale także czas trwania redukcji. Nikogo nie przekona chwilowe obniżenie produkcji – ocenia Bartosz Sawicki, kierownik Departamentu Analiz TMS Brokers i dodaje, że „do wywołania nowej fali wzrostu cen surowca potrzebne byłoby gigantyczne, długotrwałe i wiarygodne ograniczenie produkcji z koniecznym udziałem USA, a w dłuższym horyzoncie może się ono okazać niewystarczające, by zrównoważyć rynek”. – W konsekwencji widzimy znaczne ryzyko rozczarowania rezultatem negocjacji – podsumowuje ekspert.
Czytaj też:
Donald Trump oskarża WHO. „Są bardzo chinocentryczni, dlaczego dali nam błędną rekomendację?”