Czterodniowy tydzień pracy? „To strzał w kolano dla polskiej gospodarki”
Artykuł sponsorowany

Czterodniowy tydzień pracy? „To strzał w kolano dla polskiej gospodarki”

Paweł Dziekoński, wiceprezes zarządu FAKRO
Paweł Dziekoński, wiceprezes zarządu FAKRO Źródło: Wprost
- Jeżeli mówimy o branżach, gdzie obcięcie dnia pracy powoduje zmniejszenie wolumenu wytwarzanych produktów, to my stracimy znacznie więcej, niż zyskamy. To jest strzał w kolano polskiej gospodarki – ostrzega Paweł Dziekoński, wiceprezes zarządu FAKRO. W dobie azjatyckiej robotyzacji i regulacyjnej presji UE, Polska musi ostrożnie balansować między efektywnością a konkurencyjnością.

Bartosz Michalski, „Wprost”: Podczas Europejskiego Konkursu Gospodarczego „konkurencyjność” jest odmiana przez wszystkie przypadki. Jak możemy zwiększyć konkurencyjność biznesu w Polsce? Czy barierą są nadmierne regulacje?

Paweł Dziekoński, wiceprezes zarządu FAKRO: Trochę tak. Trzeba jednak od razu powiedzieć wprost – dla wielu biznesów, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, rynek krajowy jest niewystarczający do tego, aby odnieść sukces. Jest do tego oczywiście niezbędny, najpierw trzeba bowiem zbudować silną pozycję na własnym rynku, gdzie barier jest najmniej. Nie ma bariery językowej, doskonale rozumiemy klientów, produkt jest szybko testowany i wiemy, jak go ulepszać. I jesteśmy bardziej odporni na kryzysy walutowe celne itd. Polska jest dużym rynkiem, który jest odwiedzany przez duże międzynarodowe firmy, które mają tu potencjał działalności również takiej outletowej.

Rynek niemiecki jest głównym rynkiem, na którym się zarabia najwięcej. On ma teraz problemy. Producent, który został z towarem i nie może go tam sprzedać, może go upłynnić w jakiś outletowy sposób w Polsce. Drugich Niemiec przecież obok nie postawimy. Przekierowanie takiego towaru do Europy Środkowo-Wschodniej stwarza potężne ryzyko wojen cenowych, poświęcania zysków. Prawo powinno chronić nas i monitorować takie zachowania. Stworzyć uczciwe warunki konkurowania.

I o to właśnie apelujemy. Dopóki nic się nie zmieni na poziomie płaszczyzny funkcjonowania systemu ochrony konkurencji w Polsce, tak długo będziemy mówić, że ten system wymaga zmian i jest mierny. Jedna rzecz to jest ustawa. Druga – na co ona pozwala urzędnikowi i co pozwala wręcz nie robić.

Ostatnio dużo się też mówi o deregulacji.

Inicjatywa Rafała Brzoski i przedsiębiorców, którzy się skrzyknęli na apel pana premiera, pokazuje, że tych obszarów jest bardzo dużo. Od pozwoleń na budowę przez sprawy podatkowe, które są zawiłe, skomplikowane. Czasami nawet po dziś dzień nie wiadomo tak naprawdę, jak kwalifikować niektóre zdarzenia gospodarcze. Ponadto niektóre prawa są wdrażane bardzo szybko, jako wrzutki do innych ustaw. A niektóre, które są potrzebne, czekają na nie wiadomo co.

Niczym bumerang wraca temat czterodniowego tygodnia pracy. To postulat, który Lewica wzięła na swoje sztandary. Czy to pańskim zdaniem dobre rozwiązanie?

O ile zaawansowane technologie, w tym sztuczna inteligencja, powodują, że niektóre prace administracyjne mogą by uproszczone i faktycznie odciążyć człowieka, o tyle nie da się tego zastosować we wszystkich branżach. Nie użyjemy komputera, aby jechał za kierowcę TIR-a w ten piąty dzień. Albo tak jak u nas – montaż nie odbywa się w ten sposób, że komputer albo robot sam coś zmontuje. Sam sobie przewiezie do magazynu i sam sobie wyda na samochód sterowany przez kolejnego robota. Tak nie jest, to nie jest Polska dzisiaj.

My jesteśmy pod dużą presją rynków azjatyckich. Chiny również automatyzują swoje procesy, ale tam poziom zagęszczenia robotyzacji jest ponad siedmiokrotnie większy niż w Polsce. Jeżeli te przepisy wejdą w życie, to stracimy rynki, które budowaliśmy przez wiele lat, tylko dlatego, żeby w czwartek po południu kończyć pracę.

Jeżeli da się znaleźć takie wymodelowanie kodeksu pracy, żeby w niektórych przypadkach mógł być stosowany, opcjonalnie za zgodą pracodawcy i pracownika, czterodniowy tydzień pracy to ok. Tylko pytanie, jak to zrobić? Do tej pory słyszeliśmy wielokrotnie, że tak się nie da.

Jeżeli mówimy o branżach, gdzie obcięcie dnia pracy powoduje zmniejszenie wolumenu wytwarzanych produktów, to my stracimy znacznie więcej, niż zyskamy. To jest strzał w kolano polskiej gospodarki.

Wróćmy do tematu konkurencyjności. Wspomniał pan, że w Chinach jest znacznie większy stopień robotyzacji, a jednocześnie nie mają tyle obostrzeń, jak kraje europejskie, np. w zakresie raportowania ESG. Jak z nimi zatem konkurować?

To prawda. Chiny przestają być tylko takim drapieżnym rynkiem produkcyjnym, kosztem własnego społeczeństwa. Zmniejszają też liczbę godzin pracy. Tylko oni schodzą z 72 na 60 godzin tygodniowo. W niektórych sektorach mogą zejść nawet do 40. Nadal to nie jest jednak zmniejszanie z godzin 40 na 32 tygodniowo. Jeżeli pozwolimy, żeby tam pracowali efektywnie przez 60 godzin tygodniowo, kiedy my będziemy 32, i to przy tańszym koszcie pracy, większym poziomie robotyzacji, to już tylko odliczamy stoperem czas do naszego końca. Wkładamy sobie nóż do brzucha i strzelamy sobie w kolano.

Efektywność rynku pracy cały czas jest po naszej stronie. Ale do efektywności trzeba dodać wolumen tych roboczogodzin, nie możemy od tego uciec. Maszyna czy hale amortyzują się w pięciodniowym tygodniu pracy.

Opłacalność inwestycji, jeżeli ta maszyna miałaby pracować, cztery dni w tygodniu jest też zupełnie inna.

Cała rozmowa w materiale wideo:

Czytaj też:
„Ciepło i zielono”. Gdzie jesteśmy w drodze do zielonego ciepłownictwa?
Czytaj też:
Jak walczyć z ubóstwem komunikacyjnym? Rowery mogą być rozwiązaniem

Źródło: WPROST.pl