Przez działania wojenne jeden ze „spichlerzy świata”, czyli Ukraina, osiągnie w tym roku mniejsze plony niż w poprzednich latach. Ukraiński minister rolnictwa poinformował w weekend, że wszystko wskazuje na to, że rolnicy wiosną obsieją ok. 14 mln hektarów, a więc o 4,5 proc. więcej niż prognozowano na początku kwietnia. W marcu, gdy Rosja atakowała różne miejsca w kraju (teraz koncentruje się na wschodzie) i nie sposób było określić, jak rozwinie się ten konflikt, mówiono nawet o 7 mln hektarów.
14 mln hektarów to nadal mniej niż w poprzednich latach
14 mln hektarów, na których wzrośnie zboże, to dobra wiadomość, bo choć trochę zmniejsza rozmiar widma niedoboru żywności, jakie może dotknąć w najbliższym czasie świat. Ukraina jest jednym z czołowych producentów zbóż, przede wszystkim pszenicy. Dostarcza też światu połowę produkcji oleju słonecznikowego. Roman Łeszczenko, który do niedawna był ministrem rolnictwa, powiedział, że „Ukraina żywiła 400 mln ludzi z całego świata”.
- Wiele regionów czeka głód. Nie mamy problemu z klientami, lecz z tym, jak im dostarczyć naszą produkcję – powiedział w rozmowie z ukraińskimi mediami.
Odniósł się w tej wypowiedzi nie tylko do tego, że zasiewy będą niższe, lecz również do działań, które podejmowali Rosjanie, by uniemożliwić rolnikom prace polowe i rozwożenie plonów po kraju. Przez cały marzec wróg atakował składy paliw, także w zachodniej Ukrainie, a przecież paliwo jest niezbędne nie tylko ukraińskiej armii, ale też rolnikom.
Wojna w Ukrainie uderzy w Afrykę
Aby zapobiec sytuacji, w której producenci sprzedadzą plony za granicę, realizując zawarte umowy, a zbóż i płodów rolnych zabraknie dla mieszkańców Ukrainy, rząd wprowadził daleko idące ograniczenia w eksporcie żywności i zbóż. Całkowicie zakazany jest eksport żyta, jęczmienia, gryki, prosa, cukru, soli i mięsa do końca roku. Wcześniej władze informowały o konieczności uzyskiwania licencji ilościowych przez eksporterów pszenicy, owsa, żyta, gryki, prosa, bydła i wołowiny oraz jajek, oleju słonecznikowego, cukru i soli.
Nie wpłynie to na bezpieczeństwo żywnościowe Polski, bo pod tym względem jesteśmy samowystarczalni, ale stawia w bardzo trudnym położeniu państwa, które nie są w stanie same się wyżywić – przede wszystkim w Afryce. Skoro zbóż będzie na rynku mniej, to ceny pójdą w górę. Najbiedniejsi nie będą w stanie ich unieść, a to skutkować będzie rosnącą liczbą osób niedożywionych.
Czytaj też:
Polskie plony mogą zastąpić eksport z Ukrainy, ale to zła wiadomość dla naszych portfeli