Program PKS+ nie zadziałał. Samorządy nie chcą 300 mln zł

Program PKS+ nie zadziałał. Samorządy nie chcą 300 mln zł

Wnętrze autobusu, zdjęcie ilustracyjne
Wnętrze autobusu, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / thetrond
Zainteresowanie rządowymi pieniędzmi na przywracanie nierentownych tras autobusowych jest znikome. Jednocześnie kolejni przewoźnicy padają jak muchy, a małe miejscowości są odcinane od świata. Dlaczego samorządowcy nie chcą skorzystać z programu PKS+?

W ciągu ostatnich kilkunastu lat połączenia autobusowe, głównie PKS, zostały zredukowane z prawie mld przejechanych km do niespełna pół mld. Przywrócimy ten miliard – zapewniał Jarosław Kaczyński obiecując tzw. „ustawę pekaesową”. Czyli program redukujący wykluczenie transportowe prowincji. I mimo że od obietnic do realizacji nie minęło nawet pół roku, to owego programu nie doczekał państwowy PKS Gniezno. Działalność zawiesił już w maju zostawiając mieszkańców części Wielkopolski samych sobie.

Kacper Matysiak z Witkowa dostał się w tym czasie do swojej wymarzonej szkoły średniej we Wrześni. Niestety w przededniu nowego roku szkolnego stracił możliwość do niej dojazdu. Mógłby co prawda wybrać inną, bliżej swojej miejscowości ale nie chciał. Zaczął więc szukać w internecie osób w podobnej sytuacji. Szybko znalazł ponad 20. Skrzyknęli się i postanowili działać. Wspólnie z lokalnymi samorządowcami chcą teraz przywrócić chociaż namiastkę publicznej komunikacji. W ubiegłym roku w podobnej sytuacji znaleźli się pasażerowie chełmskiego PKS-u. Odwołano m.in. kursy do Dubienki przez Roztokę, do Maziarni, Uchań czy Rakołup. Uczniowie nie mieli jak dojeżdżać do szkoły, a emeryci do lekarza. Tam zdesperowani mieszkańcy wynajęli prywatnego busa i złożyli się na kierowcę. W taki sposób zapewnili możliwość edukacji dla swoich dzieci.

Ale wykluczenie komunikacyjne to codzienność co czwartego sołectwa w całej Polsce. Mało tego, aż 60 proc. gmin nie zajmuje się transportem publicznym. Po prostu nie uwzględnia takich wydatków w swoich budżetach. To oznacza, że niemal 14 mln Polaków może mieć codzienny problem z wyjazdem lub dojazdem do swojej miejscowości.

Powołany naprędce Fundusz Rozwoju Przewozów Autobusowych miał to zmienić. W pierwszym roku działalności rząd przeznaczył 300 mln zł na dopłaty do nierentownych połączeń. Państwo miało dokładać złotówkę do wozokilometra. Samorząd miał dorzucić kolejne 10 proc. do kwoty deficytu, a dotacje miały dotyczyć linii niefunkcjonujących od co najmniej 3 miesięcy przed wejściem w życie ustawy. W poprzednim tygodniu minął termin składania wniosków o dofinansowanie.

Postanowiliśmy sprawdzić, jak wypadło wykorzystanie funduszy przez samorządy. Część urzędów wojewódzkich broniła się rękoma i nogami, by nie podać nam danych dotyczących Funduszu. Wysłaliśmy 4 maile do każdego z rzeczników, wykonaliśmy kilkadziesiąt telefonów, a mimo wszystko nie mamy pełnych danych z 16 województw. Działalność biur prasowych wojewodów woła o pomstę do nieba...

Powiedzieć, że zainteresowanie rządowym projektem jest marne, to nic nie powiedzieć. Samorządowcy zawnioskowali o zaledwie 14 mln zł. Czyli o mniej niż co dziesiątą złotówkę przeznaczoną przez rząd. A są województwa, jak warmińsko-mazurskie czy lubuskie które nie wykorzystają nawet 2 proc. z przyznanych im pieniędzy. Pozostałe 98 proc. przepadnie. Olsztyn wyda na nowe trasy zaledwie 295 tys. zł z zaplanowanych 23 mln zł, a Zielona Góra 233 tys. z ponad 13 mln. Tragicznie jest też w Szczecinie. Z przewidzianych na ten region niemal 18 mln wydane zostanie zaledwie 263 tys. zł.

Źródło: Wprost