Ustawa wiatrakowa, czyli tak zwana ustawa 10H, jest poza ustawą o Sądzie Najwyższym kluczowym kamieniem milowym do wypłaty środków z Krajowego Planu Odbudowy.
Ustawa wiatrakowa przyjęta
8 lutego Sejm przegłosował projekt i przyjął ustawę z poprawkami zawierającymi m.in. zmianę minimalnej odległości z 500 na 700 metrów. To efekt głośnej, odręcznie napisanej notatki, którą w komisji energii złożył jej przewodniczący Marek Suski.
– My musimy dbać o to, aby system elektroenergetyczny w Polsce był stabilny, ale system oparty wyłącznie o OZE nie będzie stabilny. My patrzymy na to szeroko i przygotowujemy inne rozwiązania, jak np. energetyka jądrowa i energetyka gazowa. Wiatraki to wyłącznie niewielkie uzupełnienie, bo nie zawsze wieje – powiedział na antenie Polsat News rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Rafał Bochenek.
Wiatraki w odległości 700 metrów od zabudowań
W przyjętej nowelizacji ustawy wiatrakowej zapisano minimalną odległość od zabudowań, która wynosi 700 metrów. W pierwotnym projekcie rządowym postulowano, aby było to 500 metrów. Tego jednak dotyczyła złożona w ostatniej chwili poprawka.
Sejm odrzucił propozycję opozycji, która chciała, żeby dać możliwość organizowania lokalnych referendów, w których mieszkańcy gmin mogliby tę odległość zmniejszyć.
– Odległość 700 metrów obowiązuje w wielu krajach europejskich, m.in. w Austrii. W niektórych krajach ustala się odległość, w innych mierzy decybele. Musieliśmy przyjąć jakieś kryteria i po rozmowie z naszymi wyborcami przyjęliśmy właśnie takie – powiedział rzecznik Prawa i Sprawiedliwości.
Czytaj też:
Ustawa wiatrakowa przybliża nas do KPO? Wiceminister komentujeCzytaj też:
Ustawa wiatrakowa wraca do Sejmu. Horała zwraca uwagę na ciekawy szczegół