Battlefield 2042. „Gorzej bawiłem się tylko w prawdziwym wojsku” [Gra 30+]

Battlefield 2042. „Gorzej bawiłem się tylko w prawdziwym wojsku” [Gra 30+]

Battlefield 2042 zawiódł na całej linii
Battlefield 2042 zawiódł na całej linii Źródło:Materiały prasowe
Mając 19 lat, poszedłem do wojska, bo nie miałem pomysłu na studia. Pamiętam, jak jednego dnia sierżant kazał mi umyć podłogę. Gdy odpowiedziałem mu, że jest czysta, bo dosłownie pięć minut temu skończyłem ją myć, ten warknął, że podłoga jest sprzątana nie po to, żeby była czysta, tylko po to, żeby wojsko się nie nudziło. Grając w nowego „Battlefielda” bawię się tylko trochę lepiej niż tamtego dnia.

Do serii „Battlefield” mam gigantyczny sentyment. Grałem w prawie wszystkie części i spędziłem w nich łącznie pewnie grubo ponad tysiąc godzin. To mój „top 1”, jeśli chodzi o gry wieloosobowe. Żaden inny tytuł nie daje takiego uczucia uczestniczenia w gigantycznej bitwie, gdzie piechota, czołgi, wozy pancerne, samoloty, śmigłowce i inny sprzęt tworzą idealny chaos, z którego od czasu do czasu rodzi się piękny, idealny moment. Strzał z karabinu snajperskiego na 1000 metrów na sekundę przed tym, gdy na stanowisko snajpera spadnie ogień artylerii. Trzy rakiety przeciwpancerne wystrzelone z trzech różnych kierunków w czołg, który terroryzuje piechotę. Skrycie się za ścianą w ostatniej chwili tylko po to, aby sekundę później ściana rozpadła się od ładunku wybuchowego przeciwnika.

Nowy „Battlefield”. Te same problemy

Chociaż seria „Battlefield” jest mi niezwykle bliska, to nie miałem wygórowanych oczekiwań. Seria przyzwyczaiła już do siebie, że premiery kolejnych części są wyjątkowo wyboiste, a rozgrywka nabiera płynności dopiero kilka miesięcy później. „Battlefield 2042” okazał się jednak jeszcze większym rozczarowaniem niż to, na które wewnętrznie się szykowałem. Oczywiście nie mogło się obejść bez klasycznych dla serii problemów z balansem broni i pojazdów, łącznością serwerami, glitchami uniemożliwiającymi rozgrywkę czy rejestracją trafień. Tym razem problem tkwi głębiej.

„Battlefield 2042” wygląda tak, jakby robił ją zespół, który nie robił poprzednich części, a tylko je widział, i teraz spróbował je odtworzyć. W najnowszej odsłonie „Battlefielda” jest wszystko, co znamy z poprzednich części: ogromne mapy, wielkoskalowe bitwy, czołgi, samoloty, śmigłowce, zdobywanie flag, itp. A jednak grając w najnowszą część serii, cały czas mam wrażenie, że coś jest nie tak.

Mapy są rzeczywiście gigantyczne, ale w większości są puste i cała rozgrywka skupia się wokół flag. Te z kolei są często odsłonięte i nie dają piechocie żadnej osłony. Przez to większość graczy staje się mięsem armatnim dla kilku szczęśliwców, którym udało się wsiąść do czołgu lub śmigłowca. Sytuacja, gdzie w każdej chwili śmiertelny strzał może przyjść z dowolnej strony, jest w „Battlefieldzie 2024” jeszcze częstsza niż w poprzednich częściach.

„Jak bieg przez bagno w pełnym rynsztunku”

Praktycznie z każdym aspektem nowej części jest coś nie tak. Dźwięk, który stał na absolutnie mistrzowskim poziomie w całej serii, tutaj sprawia wrażenie niedorobionego. Nad głową przelatują niewidzialne samoloty, walące się ściany nie wydają dźwięku, a wybuchy i strzały są płaskie, jak z filmu akcji z lat 90. oglądanego na starym telewizorze.

Czynności takie jak interakcja z otoczeniem, wydawanie rozkazów, reanimacja członków drużyny, wzywanie zrzutów pojazdów wymaga wciśnięcia i przytrzymania klawisza na klawiaturze. W tak dynamicznej grze, jaką jest „Battlefield” jest to absolutnie nie na miejscu, spowalnia rozgrywkę i daje uczucie ociężałości, jak bieg przez bagno w pełnym rynsztunku.

Interfejs użytkownika jest nieczytelny, minimapy nie można powiększyć, nie widać, kto wzywa medyka, a wzywając go samemu nie widać, czy jakiś jest w pobliżu, tabela wyników drużyn zniknęła, tak samo zniknął czat głosowy i tekstowy do drużyny przeciwnej. To wszystko było i działało w poprzednich wersjach, ale zniknęło z najnowszej. Dlaczego?

Specjaliści zamiast klas, bo hajs musi się zgadzać

W „Battlefieldzie 2042” twórcy zrezygnowali z klas żołnierzy (szturmowiec, wsparcie, snajper, technik) na rzecz specjalistów. Szkoda, bo to właśnie „Battlefield” wypromował klasy, co różnicowało rozgrywkę. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby specjaliści ciekawie wypełnili tę rolę. Niestety i tutaj twórcom nie udało się zaproponować czegoś sensownego. Specjaliści różnią się unikalną umiejętnością specjalną, ale poza tym każdy z nich ma dostęp do całego asortymentu uzbrojenia. Unikatowość znika, gdy każdy biega z tym samym wyposażeniem.

Twórcy gry wprowadzili bohaterów, aby móc na nich zarabiać, a konkretniej, aby mógł na nich zarabiać wydawca. To sposób szeroko stosowany w branży. W takich grach, jak „Fortnite”, „Rainbow Six Siege”, „Apex Legends” czy „Call of Duty Warzone” gracze regularnie kupują nowych bohaterów, skórki lub inne elementy kosmetyczne. Electronic Arts, wydawca „Battlefielda” z oczywistych względów chciał się załapać na ten złotonośny trend, ale zamiast tworzyć specjalistów w ramach wcześniejszych klas, postanowił dać wszystko wszystkim, aby nikt nie czuł się poszkodowany.

„Battlefield 2042” miał być powrotem do świata i rozgrywki znanych z trzeciej i czwartej części serii, po tym, jak dwie kolejne (dla zmyłki nazwane „Battlefield One” i „Battlefield V”) zabrały graczy w realia obu wojen światowych. Dostaliśmy jednak produkt battlefieldopodobny, który może wygląda jak Battlefield, ale zdecydowanie nie smakuje jak Battlefield.

Najlepszym podsumowaniem tej recenzji niech będzie to, że grając w najnowszego „Battlefielda” w pewnym momencie przerwałem i zacząłem czytać, jakie zmiany podatkowe dla jednoosobowych działalności gospodarczych wprowadzi „Nowy Ład” przegłosowany przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. A teraz pójdę umyć podłogę.

Czytaj też:
Deathloop, czyli powtórka z rozrywki. Recenzja [Gra 30+]

Źródło: WPROST.pl