Second-handy to potężna gałąź biznesu. W Polsce są niezwykle popularne, w pandemii ich rola nawet wzrosła. Tymczasem Wielka Brytania jest największym w Europie eksporterem używanej odzieży do Unii Europejskiej, w tym do Polski. Jednak, jak donosi „The Guardian” eksport używanej odzieży do UE został zatrzymany, a górą używanej odzieży zalega w magazynach na południu Anglii.
Od stycznia eksport do UE z ECS Textiles w North Shields został wstrzymany z powodu opóźnień na granicach, stosów papierkowej roboty i zamieszania w związku z przepisami po Brexicie. Co tydzień te opóźnienia kosztują organizacje charytatywne tysiące funtów utraconych darowizn. Bo to one głównie korzystają na eksporcie.
Tony ciuchów utknęły na granicy
Normalnie ECS co tydzień wysyłałaby drogą morską na Łotwę pięć 20-tonowych ładunków kontenerowych, pełnych używanych ubrań, zabawek, mebli i drobiazgów w celu odsprzedaży w Europie Wschodniej. Jednak jej dostawy nie dotarły od wejścia w życie Brexitu. Jeden kontener utknął w porcie stolicy Łotwy, Rydze, nałożono nań opłaty i został obłożony taryfami importowymi zwykle zarezerwowanymi dla chińskich towarów.
James Officer, szef sprzedaży w ECS Textiles, powiedział Guardianowi, że zaległości oznaczają, że jego magazyn jest wypełniony po brzegi darowaną odzieżą, której nie można wysłać. „Pracujemy na pełnych obrotach. Zasadniczo może to spowodować zamknięcie firmy, ponieważ nie mamy już fizycznie miejsca, w związku z czym mamy naprawdę duże zmartwienie. Mamy kontenery w porcie, płacimy opłaty stałe, nasi klienci nie mogą mieć swoich towarów, a my nie płacimy zobowiązań. Biznes zatrzymał się”.
Biurokracja i opłaty zostaną na stałe?
Miesiąc od wejścia w życie umowy handlowej w sprawie Brexitu problemy i opóźnienia spowodowane dodatkowymi papierami, kontrolami granicznymi i biurokracją spowodowały poważne zakłócenia w brytyjskich firmach. Boris Johnson określił te kwestie jako „początkowe problemy”, jednak coraz więcej firm ostrzega przed dodatkowymi kosztami oraz przed tym, że opóźnienia staną się stałą przeszkodą biznesową.
ECS Textiles, z obrotami około 2 milionów funtów rocznie i punktami skupu w całej Wielkiej Brytanii, zbiera ubrania i bibeloty ze sklepów i domów oraz odsprzedaje je na kontynent, zbierając tysiące funtów tygodniowo na szczytne cele, w tym weteranów „organizacje charytatywne, zwierzęta i NHS (brytyjską służbę zdrowia)”.
Officer powiedział, że jedna z organizacji charytatywnych zajmująca się zwierzętami zwykle otrzymywałaby 5000 funtów tygodniowo, ale firma była w stanie zapłacić jeje ostatnio tylko 1000 funtów z powodu opóźnień spowodowanych Brexitem.
Tracą wszyscy: od eksporterów po importerów
Skąd kłopoty? Towary z Wielkiej Brytanii kwalifikują się do sprzedaży bez cła w UE. Jednak większość towarów eksportowanych przez ECS na kontynent została wyprodukowana w Chinach. To dlatego władze portowe na Łotwie zagroziły nałożeniem cła w wysokości 5,3 proc. Gdyby zostało nałożone, cały zysk firmy zniknąłby.
ESC i inne brytyjskie firmy martwią się również o kondycję europejskich odbiorców. Bez towaru, w tym tego z Wielkiej Brytanii, również ich biznes stanie. Polskie firmy są jednymi z odbiorców towarów z Wysp.
Czytaj też:
Gucci i Prada z lumpeksu online. Zaskakujący efekt pandemii