Sieci handlowe nagminnie omijają ustawę zakazującą handlu w niedziele. Najbardziej popularnym wyjściem jest otworzenie punktów pocztowych, które działają w sklepach należących do sieci. Ostatnio tego typu decyzję podjął Kaufland. Swój ruch tłumaczył zmieniającymi się uwarunkowaniami i rozwojem rynku e-commerce. Wielu ekspertów uważa, że powód był inny. Tego samego zdania jest Związkowa Alternatywa.
– Ustawa przeforsowana przez rząd i Solidarność stała się już kompletną fikcją. Naszym zdaniem jest już na tyle skompromitowana, że powinna zostać wyrzucona do kosza i zastąpiona nowymi regulacjami – twierdzi Piotr Szumlewicz, przewodniczący Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa.
Małe sklepy działają normalnie
Przedstawiciele związku zawodowego wskazują także, że ustawa dotyczy jedynie największych sklepów. Małe, osiedlowe działają niemal bez przeszkód.
„Zgodnie z obowiązującym prawem większość sklepów w niedzielę może być otwarta. Dotyczy to szczególnie małych placówek, gdzie nie ma związków zawodowych, prawa pracownicze są najczęściej łamane, pensje są najniższe, czas pracy najdłuższy, a towary najdroższe i najniższej jakości. Zamknięte są jedynie największe placówki, czyli segment handlu, gdzie Kodeks pracy jest łamany znacznie rzadziej niż w małych sklepach” – napisano w komunikacie.
Ponad 360 zł za pracę w niedziele
Związkowcy uważają, że ustawa powinna zostać całkowicie zmieniona. Przedstawiają także swoje propozycje rozwiązania kwestii handlu w niedziele w taki sposób, aby chronić nie tylko konsumentów, ale przede wszystkim pracowników.
– Nasza propozycja to 2,5 razy wyższe stawki za pracę w niedziele niż za pracę w dni powszednie. Innymi słowy, minimalna płaca godzinowa za pracę w niedziele wynosiłaby 45,75 zł, a minimalna płaca za ośmiogodzinny dzień pracy w niedziele wynosiłaby 366 zł – mówi Piotr Szumlewicz.