„Ale kto tyle zarabia?” Czy dane GUS są miarodajne? Wyjaśniamy

„Ale kto tyle zarabia?” Czy dane GUS są miarodajne? Wyjaśniamy

Kasjerka w Lidlu
Kasjerka w Lidlu Źródło: Shutterstock / Emilija Miljkovic
Przeciętny Polak (ale przeciętny w rozumieniu GUS, bo za chwilę sobie powiemy, czym jest owa „przeciętność”) zarabia 6549 zł brutto. Na jego konto trafia miesięcznie 4790 zł. Tyle w marcu wyniosła mediana wynagrodzeń, którą wczoraj ogłosił GUS. To parament znacznie więcej mówiący nam o wynagrodzeniach niż podawane co miesiąc przeciętne wynagrodzenie.

GUS opublikował w środę dane dotyczące rozkładu wynagrodzeń w gospodarce narodowej. Bazują one na informacjach z ZUS o osobach podlegających ubezpieczeniom społecznym. To kopalnia wiedzy o naszych wynagrodzeniach i parametr dużo bardziej miarodajny niż przeciętne wynagrodzenie, które co miesiąc aktualizuje ZUS. Jeśli po ogłoszeniu informacji o przeciętnym wynagrodzeniu zadajecie sobie pytanie o to, kto tyle zarabia, bo w swoim otoczeniu takich pensji nie widzicie, to już wyjaśniamy, z czego to wynika.

Mediana wynagrodzeń, czyli ile naprawdę zarabia przeciętny Polak

Najpierw jednak dane GUS o medianie (czyli połowa badanych zarabia mniej, a połowa więcej) wynagrodzeń, które dotyczą marca – już na starcie są więc historyczne.

  • ·Mediana (czyli środkowa wartość) wynagrodzeń w Polsce wynosiła w marcu 6549 zł w przeliczeniu na pełny etat. To oznacza, że połowa pracowników uzyskiwała wynagrodzenia niższe, a połowa wyższe.
  • Medianowa płaca wyższa jest w przypadku mężczyzn: wynosiła w marcu 6770 zł.
  • Środkowe wynagrodzenie kobiet wynosiło niespełna 6360 zł.

Rozjazd między medianą a przeciętnym wynagrodzeniem


Z kolei przeciętne (średnie) wynagrodzenie wynosiło w marcu 8604 zł. Mediana, która jest bardziej miarodajną informacją, była więc o 24 proc. niższe. Dlaczego jest bardziej miarodajna? Bo daje lepsze wyobrażenie o nierównościach dochodowych. Największym mankamentem wyliczenia średniej płacy jest fakt, że ciągną ją w górę górnicy, najlepiej opłacani specjaliści, członkowie zarządów. To niewielka grupa zawodowa, a jej zarobki zaburzają cały szacunek.

Na co dzień myślimy jednak w kategoriach przeciętnego wynagrodzenia – jest bardziej eksponowane przez różne instytucje, ma znaczenie dla wyliczania niektórych świadczeń, no i jest co miesiąc aktualizowane. I jest bardzo, ale to bardzo niedoskonałe. W komentarzach pod comiesięcznymi artykułami o przeciętnym wynagrodzeniu (z taką częstotliwością GUS publikuje dane) zawsze ktoś przypomni ten stary żart, że jeśli ja jem kapustę, mój szef je mięso, to statystycznie jemy gołąbki. Albo że gdy idę z psem na spacer, to statystycznie każdy z nas ma po trzy nogi. I tyle mądrości z tej statystyki.

Czytaj też:
Przekłamania przeciętnego wynagrodzenia. Mniejszość zniekształca wynik

To niestety bardzo adekwatne podsumowanie danych o przeciętnych wynagrodzeniach. Uderzające jest to, że „rzeczywiste” średnie wynagrodzenie (czyli to wynikające z mediany) jest o jedną czwartą niższe od przeciętnego wynagrodzenia. O jedną czwartą! To przepaść. średniej, którą GUS epatuje co miesiąc. Aż o jedną czwartą!

Przekłamania przeciętnego wynagrodzenia

Tak naprawdę przeciętny Polak (ale przeciętny w rozumieniu GUS, bo za chwilę sobie powiemy, czym jest owa „przeciętność”) zarabia 6549 zł brutto. Na jego konto trafia miesięcznie 4790 zł.

Rozjazd między poszczególnymi tabelkami jest więc spory i na niekorzyść zarabiających. Dobrze podsumował wczorajsze dane GUS o medianie Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP. „Nareszcie pojawiły się wyczekiwane dane o wynagrodzeniach w Polsce. Koniec z posługiwaniem się średnią, która ma mało wspólnego z płacami większości Polaków. Znamy skalę nierówności. Możemy też dokładnie wyliczyć, ile powinna wynosić w Polsce płaca minimalna”.

twitter

Niestety mediana to wciąż rodzaj ciekawostki, a do obliczania na przykład podstawy wymiaru składek ZUS przedsiębiorców nadal bierze się niemające wiele wspólnego z rzeczywistością przeciętne wynagrodzenie.

Przeciętnie zarabiający – czyli kto?

A czym jest owo przeciętne wynagrodzenie i dlaczego ekonomiści wieszają na nim psy?

Powiedzieliśmy już, że wbrew pozorom „przeciętne” wynagrodzenie wcale nie oznacza, że tyle zarabia przeciętny pracownik. GUS w swoich analizach bierze pod uwagę wyłącznie wynagrodzenia brutto w sektorze przedsiębiorstw. Wyłącza firmy zatrudniające do 9 pracowników, samozatrudnionych oraz jednostki samorządowe i instytucje publiczne. W zestawieniu nie ma więc nisko opłacanych bibliotekarzy, nauczycieli przedszkolnych, ale nie ma też programistów czy konsultantów biznesowych na działalności gospodarczej. Zestawienie obejmuje zaledwie około 40 proc. wykonujących pracę, a więc nie jest szczególnie reprezentatywne.

Gdy przyglądamy się tym danym, całkowicie może nam umknąć, że blisko 3,6 mln zatrudnionych otrzymuje wyłącznie pensję minimalną (przynajmniej oficjalnie, bo w najmniejszych firmach, których dane GUS nie obejmują, od lat rozwinięta jest „szara strefa”). Z jednej strony mamy więc korporacje, które płacą powyżej 7 tys. zł na rękę, a z drugiej co czwartego zatrudnionego, który musi się zadowolić ustawowym minimum.

Płaca minimalna: kij ma dwa końce

Rosnąca armia zarabiających minimum jest ściśle powiązana z idącym nieustannie do góry minimalnym wynagrodzeniem. W latach 2023 i 2024 rosło ono dwa razy do roku, co miało związek z wysoką inflacją w roku poprzedzającym. I tak od 1 stycznia 2024 roku płaca minimalna wynosi 4242 złote brutto, a stawka godzinowa to 27,70 złotego brutto. W lipcu najniższe wynagrodzenie wzrosło do 4300 złotych brutto, a minimalna stawka godzinowa do 28,10 złotego brutto. W 2025 roku będzie prawdopodobnie jedna, styczniowa podwyżka minimalnego wynagrodzenia, ale rząd nie zdecydował jeszcze, ile wyniesie.

Z punktu widzenia pracowników na najniższych szczeblach dwie podwyżki to dobra wiadomość. Dzięki temu ich pensja wyraźnie rośnie i goni inflację – takiej gwarancji nie mają inni zatrudnieni. Kij ma jednak dwa końce: nie wszyscy pracodawcy są w stanie regularnie podnosić pensje minimalne, tym bardziej że w ich obliczu pozostali pracownicy również oczekują poprawienia ich sytuacji finansowej. W efekcie część firm podnosi minimalne wynagrodzenie zgodnie z ustawowymi wymogami – ale ani o złotówkę więcej. Drugim problemem jest rosnąca niebezpiecznie szybko grupa osób zarabiających wyłącznie ustawowe minimum.

Jeszcze w 2015 r. w Polsce minimalne wynagrodzenie otrzymywało około 1,5 mln pracowników. Na koniec 2022 r. ta liczba urosła do 2,5 mln, a w maju 2023 roku już 3 mln osób. Część ekonomistów uważa, że dziś minimum zarabia ponad 4 mln pracowników. Jednocześnie różnica w zarobkach między nimi a osobami z klasy średniej, zarabiającymi jeszcze kilka lat temu dwie-trzy płace minimalne, topnieje. To zniechęca pracowników lepiej wykształconych i doświadczonych pracowników, bo każe im zadać pytanie, dlaczego pracodawca nie nagradza ich wysiłku.

Płaca minimalna staje się normą zwłaszcza w mikrofirmach. Nie mogą one w nieskończoność przerzucać rosnących kosztów na klientów, więc oszczędzają na własnych pracownikach.

Czytaj też:
Przeciętna pensja to 8408 zł brutto. Po drugiej strony mamy armię ludzi zarabiających minimum ustawowe
Czytaj też:
Mediana zarobków w IT to 19 tys. zł. Podwyżki wyhamowały

Źródło: Wprost