Notowania ropy WTI to około 20 USD za baryłkę. Nie pomaga słabszy rynkowy sentyment, nie pomagają informacje z rynku surowca, nie pomagają fundamenty. Arabia Saudyjska poinformowała, że od początku wojny cenowej nie nawiązano żadnego kontaktu z Rosją w celu wznowienia rozmów o koordynacji wydobycia surowca. Dodatkowo indyjski rząd zalecił rafineriom, by w obliczu braku popytu wstrzymały przerób ropy i import surowca. Ma to niebagatelne znaczenie, gdyż Indie to trzeci co do wielkości światowy odbiorca, importujący prawie 5 mln baryłek na dzień. Pojawiają się też pierwsze symptomy wskazujące, że radykalna wojna cenowa i załamanie popytu uderzają w producentów z USA. Liczba aktywnych wież wiertniczych obniżyła się aż o 40 i do 624.
– Spadek produkcji w Stanach Zjednoczonych jest nieunikniony, ale tendencja ta będzie rozwijać się wiele miesięcy. Średnioroczny poziom wydobycia będzie w 2020 roku wciąż przewyższał przeciętną produkcję z ubiegłego roku – ocenia Bartosz Sawicki, ekspert ds. rynku surowców i kierownik Departamentu Analiz TMS Brokers.
Przecena na rynku „czarnego złota” od początku 2020 roku sięgnęła niebotycznego poziomu 65 proc. Cena surowca spadła poniżej minimum z lutego 2016 roku. Obecnie za baryłkę ropy WTI płacimy najmniej od 17 lat. Krach na rynku ropy został spotęgowany coraz gorszymi danymi tj. ostatnie PMI, pokazującymi że efektem pandemii nie będzie spowolnienie globalnej gospodarki, a głęboka recesja. Oznacza to tym samym spadek popytu na ropę. Obecnie nadpodaż surowca wynosi 5 mln baryłek dziennie.
Będzie gorzej
Kryzys doskwiera również całej branży naftowej. Świadczy o tym chociażby zmniejszona do 50 proc. kapitalizacja takich gigantów jak Saudi Aramco, British Petroleum Company (BP) czy Shell. W rafineriach dochodzi do mniejszego przerobu surowca, ponieważ chętnych na niego jest po prostu coraz mniej. Według doniesień EIA, popyt na ropę nie wzrośnie pierwszy raz od 2009 roku, czyli od kryzysu finansowego.
Krach na rynku ropy został pogłębiony przez pandemię i ograniczenie ludzkiej mobilności, ale nie oznacza to, że problemów na rynku brakowało. Schody zaczęły się - plus minus - w 2014 roku, kiedy Arabia Saudyjska zaczęła zwiększać wydobycie, by uderzyć w sektor wydobywczy USA. To był impuls do rozpoczęcia trwającej do 2016 roku surowcowej bessy. W 2020 roku natomiast w porozumieniu zrzeszającym producentów ropy pozostało 10 państw OPEC, ale tylko połowa z nich wypełniała porozumienie.
Irak, ZEA i Nigeria wydobywały za dużo, a Ekwador opuścił OPEC. Z 10 uczestniczących w porozumieniu państw spoza kartelu tylko Oman i Azerbejdżan
odpowiednio ograniczyły produkcję. Rosja, Kazachstan i Meksyk, czyli najważniejsi gracze z tej grupy, notorycznie przekraczali limity. Projekt OPEC+ okazał się więc podwójną porażką. Między innymi dlatego, że opierał się na błędnych założeniach i słabej dyscyplinie. Niska skuteczność była tylko gwoździem do trumny tej idei. Idea nie miała bowiem siły przebicia nad motywowanym politycznie oporem przed redukcją produkcji.
Wojna cenowa
Czarny poniedziałek weryfikuje. 9 marca dochodzi do najsilniejszego spadku cen ropy od wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r. 18 marca, kurs WTI spada 25 proc., do 20 USD, czyli najniżej od lutego 2002 r. 19 marca następuje bezprecedensowe odbicie - wzrost cen ropy WTI o 24 proc. to najwyższy dzienny wzrost w historii. Zmienność na rynku ropy jest najwyższa od globalnego kryzysu finansowego. Co to oznacza?
– Niskie ceny ropy naftowej to coś, do czego powinniśmy się przyzwyczaić. Po podwójnym szoku popyt załamał się ze względu na walkę z pandemią. W 2020 roku po raz pierwszy od globalnego kryzysu finansowego świat zużyje mniej ropy niż rok wcześniej, a w tym samym czasie ostro rośnie wydobycie – mówi kierownik Departamentu Analiz TMS Brokers Bartosz Sawicki i przypomina, że Arabia Saudyjska eksportować o 30 proc. więcej niż w styczniu, rezultatem czego będzie powstanie gigantycznego nawiasu zapasów.
– Ich absorpcja będzie trwać minimum przez drugą połowę 2020 roku. Dlatego też w dalszej części roku należy spodziewać się średniej ceny brent w granicach 35 USD za baryłkę. Przy czarnym scenariuszu pandemii na długie tygodnie paraliżującej aktywność gospodarczą, transport i komunikację, kurs ropy brent w drugim kwartale spadnie pod 20 USD za baryłkę – tłumaczy ekspert.
Walka ze skutkami pandemii
Światowe banki centralne ruszyły do walki z gospodarczymi konsekwencjami pandemii. Cięte są stopy, uruchamiane programy tanich pożyczek dla sektora bankowego, wznawiane programy skupu aktywów. Władze monetarne rzuciły do walki wszystkie dostępne środki i szybko wyczerpały dostępną amunicję.
Kolejne rządy uruchamiają szeroko zakrojone pakiety fiskalne. W niektórych przypadkach np. w Nowej Zelandii ich wartość to nawet 4 proc. PKB. Polityka fiskalna dostarcza skuteczniejszych narzędzi łagodzących wpływ koronawirusa na wzrost gospodarczy. W kolejnych tygodniach to na niej będzie spoczywać ciężar. Nie oznacza to, że polityka monetarna nie ma roli do odegrania.
– Banki centralne przede wszystkim pompują płynność w system finansowy i chronią rynek kredytowy przed poważniejszymi turbulencjami. Szybka reakcja to dobra reakcja, ponieważ sytuacja jest wystarczająco skomplikowana, by dodatkowo ryzykować pogorszeniem kondycji gospodarek przez nieefektywne działanie systemu finansowego – ocenia Bartosz Sawicki z TMS Brokers.
Zdaniem eksperta kombinacja szoków popytowego i podażowego będzie skutkować gigantyczną nadpodażą i wzrostem zapasów, a agresywna polityka cenowa i gwałtowne podniesienie eksportu ma na celu zmuszenie Rosji do współpracy w drugiej części roku. Tak rysuje się plan na nowy porządek na rynku „czarnego złota”.
Czytaj też:
Na rynkach nadal brak powodów do optymizmu