„Powód domaga się ochrony prawnej za to, że przegrał swój spekulacyjny zakład na franku”, takie stanowiska przewijają się w bankowych odpowiedziach na pozwy frankowiczów. Tyle, że w roku 2008 nikt nie mówił o zakładach na kursach walut, ale o kredytach hipotecznych na cele mieszkaniowe.
Takie właśnie stwierdzenia utwierdzają sądy w tym, że sednem konfliktu nie są spready walutowe, ale niedostateczna informacja o ryzyku kursowym ponoszonym przez frankowicza.
Przeciętny konsument ma świadomość, że kursy walut ulegają zmianom. To rzecz oczywista. Taką też linię obrony przyjął początkowo sektor bankowy w sprawach frankowych. Trzeba przyznać, że w pierwszych sporach była to obrona skuteczna. I pozostałaby taka, gdyby okazało się, że felerne umowy zawarło niewiele osób. Czy można jednak zaakceptować fakt, że gros wykształconych klientów zaciągających kredyt hipoteczny w latach 2004-2010 okazało się skrajnie nieodpowiedzialne?
Źródło: Wprost
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.