Żeby poszukać szczęścia w hazardzie, w Hiszpanii wystarczy wejść do pierwszego napotkanego baru. W każdym stoją automaty do gry. Nie brakuje też salonów bingo, kolektur hiszpańskiego lotto, słynnej w Hiszpanii loterii związku niewidomych (ONCE) czy totalizatora piłkarskiego.
Jak wynika z badań madryckiego Uniwersytetu Karola III, hazard pociąga coraz więcej Hiszpanów. W 2008 roku, pierwszym roku kryzysu, przyznawał się do niego co drugi dorosły Hiszpan, po czterech latach odsetek wzrósł o 10 pkt proc.
- Osoby, którym zdarzało się kilka razy w roku zagrać w loterii czy na automacie, teraz grają notorycznie. Wierzą, że w ten sposób rozwiążą problemy finansowe swoje i swojej rodziny - wyjaśnia w komunikacie prasowym współautor badań Javier Ruiz z madryckiego uniwersytetu.
Dane te potwierdza hiszpański totalizator sportowy (Loterias y Apuestas del Estado). Mimo że mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego zarabiają coraz mniej, liczba sprzedanych kuponów do gry wzrasta średnio o 4 proc. rocznie. W 2011 r. Hiszpanie wydali na ich kupno 3 mld 315 mln euro, czyli o 5,4 proc. więcej niż w 2010 r.
Coraz częściej hazard kusi bezrobotnych i najniżej uposażonych. - Najdłuższe kolejki ustawiają się w soboty, znam moich klientów i wiem, że wielu z nich jest bez pracy. Mówią, że grają, bo im wszystko jedno - opowiada właściciel barcelońskiej kolektury Primitivy, odpowiednika polskiego Lotto.
Psycholodzy przypominają, że 1,5 mln Hiszpanów jest uzależnionych od hazardu. Wyrażają obawę, że podczas kryzysu uzależnionych przybędzie.
mp, pap