Prywatny monitoring zezłościł sąsiadów. Niepotrzebnie: w dzisiejszym świecie trzeba to zaakceptować

Prywatny monitoring zezłościł sąsiadów. Niepotrzebnie: w dzisiejszym świecie trzeba to zaakceptować

Monitoring
Monitoring Źródło: Pixabay
Do sporu sąsiedzkiego o kamerki monitoringu włączył się nawet Rzecznik Praw Obywatelskich. Sąd Najwyższy nie podzielił jednak jego troski o sąsiadów objętych prywatnym monitoringiem.

Od kilkunastu lat poruszając się po ulicach miast, znajduje się w zasięgu jakiejś kamery monitoringu. Montują je instytucje publiczne i właściciele prywatnych posesji. Jest ich tak wiele, że większość z nas już nawet przestała myśleć o tym, że ktoś w centrum monitoringu straży miejskiej właśnie może się nam przyglądać. Raczej nie mamy wątpliwości, że chodzi wyłącznie o kwestie zapewnienia bezpieczeństwa.

Co innego, jeśli kamery monitorują wejście na naszą posesję albo nawet kawałek ogrodu. Może się pojawić poczucie dyskomfortu, ale czy na tyle poważnego, by mówić o naruszeniu prawa do prywatności?

Sąsiad w oku monitoringu

Właśnie przed rozstrzygnięciem takiego dylematu stanął Sąd Najwyższy, który przyjrzał się konfliktowi sąsiedzkiemu. Właściciele domu wolnostojącego zamontowali trzy kamerki oraz atrapę, by monitorować, czy nikt niepowołany nie próbuje się dostać na podwórko. Mieli powody do niepokoju. W sąsiedztwie wcześniej działał sklep monopolowy i jego stali bywalcy nadal chętnie spotykali się pod płotem małżonków.

Dwa mieszkające po sąsiedzku małżeństwa zażądały przestawienia kamerek, bo jak przekonywały – częściowo obejmują wejście na ich posesje, więc państwo czuli się śledzeni. W pozwie o zadośćuczynienie wskazali na poczucie bycia śledzonymi, naruszenie prywatności, poczucie krzywdy, jakiego doznali przez decyzję sąsiadów. Sprawę relacjonuje „Rzeczpospolita”.

W pierwszej instancji sąd uznał istnienie krzywdy

Sąd pierwszej instancji zasądził na rzecz sąsiadów po 10 tys. zł za naruszenie ich dóbr osobistych. Pozwani, czyli małżeństwo, które zainstalowało kamerki, odwołali się do Sądu Okręgowego w Szczecinie. Ten uznał, że nawet przyjmując, że bezprawne zamontowanie kamer monitoringu naruszyło dobra osobiste sąsiadów, tj. prywatność, intymność, nietykalność mieszkania oraz wizerunku i głosu, to jednak trudno upierać się, że było to tak uciążliwe, że zasługuje na pieniężne zadośćuczynienie. Sąd przekonywał, że obecnie monitoring jest powszechny w przestrzeni publicznej.

Sąd Okręgowy uznał, że pozwani zamontowali kamerki nie po to, by uprzykrzać życie sąsiadom i podglądać ich, gdy z zakupami wracają do domu po pracy, lecz aby kontrolować, kto wchodzi na ich posesję.

RPO krytycznie o wyroku w drugiej instancji

Do sprawy włączył się Rzecznik Praw Obywatelskich. Wniósł skargę nadzwyczajną do Sądu Najwyższego, w którym stanął po stronie powodów, czyli sąsiadów, którzy czuli, że kamerki naruszają ich prywatność.

Sąd Najwyższy przychylił się do stanowiska Sądu Okręgowego w Szczecinie. Sędziowie zauważyli, że przestrzeń, którą objęły kamerki, nie była stricte prywatna, bo ta część posesji widoczna była również z ulicy. Nikt się więc „nie wdarł” z nagrywaniem na teren odgrodzony od oczu postronnych.

Jaka tu właściwie była krzywda?

Sąd też uwagę, że małżeństwa powodów nie wykazały, na czym konkretnie polegał „dyskomfort” wynikający z zainstalowania przez powodów kamerek. Dość enigmatycznie przekonywali o naruszeniu prywatności, ale nie wykazali konkretnego uszczerbku. Napisali wprawdzie w pozwie, że świadomość istnienia kamerek spowodowała „rozluźnienie więzi towarzyskich ze znajomymi”, ale SN zauważył, że skoro tak źle czuli się ze świadomością istnienia kamerek, to przecież mogli zapraszać gości do domu, zamiast siedzieć z nimi w ogrodzie.

SN podkreślił, że samo to, że kamerka sąsiada obejmuje również kawałek naszej posesji, nie jest jednoznacznie zabronione. Ważne, by monitoring cudzej posesji nie był natrętny. Zatem, jeśli odbywa się „przy okazji” monitorowania własnego podwórka, to nie jest zabroniony. Kluczowe jest to, by ów monitoring nie był założony wyłącznie w celu podglądania sąsiadów.

Sygnatura akt: I NSNc 156/20

Czytaj też:
Widły, siekiery i noże. Jak kończą się sąsiedzkie spory

Opracowała:
Źródło: Rzeczpospolita