– W przypadku braku podwyżek [stóp procentowych – red.] lub ich powolności będziemy mieli do czynienia z utrzymującą się presją inflacyjną, a także ryzykiem, że inflacja nie zatrzyma się, tylko podskoczy do dwucyfrowego poziomu. To z punktu widzenia gospodarki byłoby bardzo złe – powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą” dr Stanisław Kluza, były przewodniczący KNF oraz były minister finansów.
Przypomniał, że w okresie transformacji Polska doświadczyła takiej inflacji i było to jedno ze źródeł wolniejszego rozwoju gospodarczego. – Wysoka inflacja powodowała problemy społeczne w rezultacie spirali płacowo-cenowej. To sytuacja, kiedy rosnące ceny skłaniają ludzi do oczekiwania wyższych wynagrodzeń. Zaś jeżeli wynagrodzenia będą rosły, to ten efekt kosztowy musiałby być odzwierciedlony w cenach produktów i usług. Towarzyszy temu presja na wzrost bezrobocia, gdyż pracodawcy starają się obniżać koszty, redukując zatrudnienie – dodał.
Czytaj też:
Stopy procentowe. Co to takiego? Jaki mają związek z inflacją?
Bank centralny wpędził ludzi „w stronę nieznanych im ryzyk”
Były szef KNF surowo zrecenzował działania Narodowego Banku Polskiego i Rady Polityki Pieniężnej. Jego zdaniem bezzasadne były dalsze obniżki stóp procentowych już po wybuchu pandemii, gdyż „rząd szybko wprowadził tarcze i pakiety pomocowe, także stabilizujące zatrudnienie w gospodarce. Nie istniało wówczas ryzyko kryzysu płynnościowego w gospodarce oraz poczucia zbyt wysokich nominalnie i realnie stóp procentowych”.
Zarzucił bankowi centralnemu, że całkowicie niszcząc sens oszczędzania na depozytach, wypchnął osoby posiadające oszczędności „w stronę nieznanych im ryzyk oraz potencjalnie przyczynił się do kreacji baniek cenowych”. Prowadzący rozmowę zwrócił uwagę, że inwestowanie w mieszkania jest jakąś formą oszczędzania, ale Kluza zripostował, że „w tym przypadku nie było to naturalnym wyborem ze względu na profil ryzyka i preferencje inwestycyjne tych, którzy wychodzili z depozytów, lecz próbą ucieczki przed realnie tracącymi na wartości oszczędnościami w sektorze bankowym”.
– Jeżeli chodzi o rynek nieruchomości, to jest to rynek, który ma swoje cykle, a trwająca teraz górka została dodatkowo wzmocniona działaniami osób, które szukają tutaj substytutu dla oszczędności. Jeżeli ktoś nie jest specjalnie biegły w rynku nieruchomości, to inwestowanie w nie tylko pozornie zabezpiecza przed utratą wartości – dodał.
NBP nie działa jak wiarygodny bank centralny
Wyraził również zastrzeżenia wobec polityki komunikacyjnej NBP.
– Jednego dnia bank centralny mówi, że jeszcze długo nie podwyższy stóp procentowych, a następnego je podnosi. Podobnie najpierw mówi o wpływaniu na kurs walutowy, aby niewiele później temu zaprzeczyć (…) Olbrzymią wartością każdego banku centralnego jest jego reputacja. Wówczas dodatkowym skutecznym narzędziem polityki pieniężnej są interwencje słowne i komunikaty. Jeżeli wkrada się tu niespójność, to przekłada się to na utratę wiarygodności – zauważył.
Przypomnijmy, że RPP pieniężnej dwukrotnie w ciągu zaledwie 30 dni podniosła stopy procentowe: najpierw w październiku, następnie w listopadzie. Kolejne posiedzenie odbędzie się w grudniu. Wcześniej przez 9 lat stopy w ogóle nie były podnoszone, więc spadły do rekordowo niskich poziomów. Podnoszenie stóp zostało potraktowane jako sposób na walkę z inflacją. Ma również zachęcić do oszczędzania na lokatach bankowych i zmniejszyć zainteresowanie nabywaniem nieruchomości jako sposobem na zabezpieczenie oszczędności.
Czytaj też:
Co zrobić z inflacją i słabnącym złotym? Marek Belka odpowiedział jednym zdaniem