– Mamy do czynienia z nieładem, to tak po partacku zrobione jak tylko można. Tłumaczenie, że było mało czasu, to nieprawda. Od maja premier mówił o, jak to się wtedy jeszcze nazywało, Nowym Ładzie. A mamy szkolne błędy, nieprzygotowanie urzędników, nieprzygotowanie ustaw, brak sprawdzenia, czy nie zawierają błędów – mówił w Radiu Zet ekonomista prof. Witold Orłowski. Przypomniał, że przez lata za najgorzej wprowadzaną reformę uchodziła reforma służby zdrowia z końca lat 90. ubiegłego wieku, ale Polski Ład może ją „przebić”.
Przyznał, że przy całym bałaganie, jaki stworzyła reforma podatkowa, są pewne aspekty, które zasługują na docenienie. To progresja podatkowa, czyli podejście, zgodnie z którym stawka opodatkowania (procent płaconego podatku) rośnie wraz ze wzrostem dochodu podatnika. Tym samym podatnik o wyższym dochodzie będzie odprowadzał większą jego część w formie podatku niż podatnik o niższym dochodzie. Profesor Orłowski jest zdania, że do tej pory polski system podatkowy był mało progresywny i choć on sam również straci na zmianach, to akurat ten aspekt reformy jest słuszny.
Samą tarczą nikt nie wygrał bitwy
Rozmowa zeszła na temat inflacji. Profesor źle ocenia działania, które podejmują rząd i bank centralny w tej sprawie.
– Co bank centralny zrobił w sprawie inflacji? Podniósł stopy procentowe i przestał mówić, że inflacja zaraz spadnie. A co zrobił rząd? Wprowadził tarczę antyinflacyjną. Każdy, kto widział w telewizji pojedynek średniowiecznych rycerzy, ten wie, że nie wygrywa się go samą tarczą. Trzeba mieć też broń. Rząd zdradził fakt, że żadnego miecza nie ma – wyjaśnił obrazowo Orłowski.
We wtorek pisaliśmy we Wprost, że jeśli rządowi i Narodowemu Bankowi Polskiemu zależy na zwalczeniu inflacji, muszą działać razem, bo podejmowane do tej pory działania wzajemnie się wykluczają, a nawet mogą mieć działanie sprzyjające inflacji.
Witold Orłowski przyznał, że za wysoką inflację odpowiadają zarówno czynniki zewnętrzne, jak i wewnętrzne.
– Rząd od lat prowadzi politykę nastawioną na zwiększanie konsumpcji, a bank centralny go w tym wspiera. Gospodarka rozwija się wolniej i będzie spowalniała, bo rząd zachęca ludzi do kupowania, zabiera zarabiającym i rozdaje niepracującym – powiedział rozmówca. Przypomniał słowa Beaty Szydło, która przekonywała, że dowodem na wyjątkowość polskiej gospodarki jest to, że rozwija się ona szybciej dzięki rosnącej wartości transferów społecznych.
Koniec z rozdawnictwem, trzeba zachęcać do oszczędzania
– Zmianom cen ropy i gazu nie jesteśmy w stanie zapobiec. Rząd prowadzi politykę stymulowania konsumpcji. Jeśli chce się inflację zwalczyć, to trzeba przejść na politykę oszczędzania. Zachęcania do oszczędzania, a nie do wydawania pieniędzy i tu Polski Ład jest w odwrotną stronę. Jeśli rząd chce walczyć z inflacją, musi zmienić filozofię działania. Przyszedł czas szukania oszczędności – powiedział.
Zapytany o to, czy firmom grozi bankructwo z powodu rosnących cen gazu i kosztów działalności, przyznał, że nie jest to wykluczone. Dodał, że mamy „sytuację apokaliptyczną”: „Mamy jeźdźca od zarazy, jeźdźca od drożyzny, a na wschodzie być może na konia wsiada trzeci jeździec” – powiedział, a zupełnie poważnie dodał, że dla piekarni gaz to, obok pracy ludzkiej, jeden z podstawowych kosztów. Trudno, by jego podwyżka nie wpłynęła na cenę pieczywa, ale mali producenci nie mogą dowolnie podnosić cen, bo grozi to tym, że ludzie zaczną kupować tańszy chleb w marketach.
W podsumowaniu rozmowy przyznał, że przed nami trudny i niepewny rok . – Nie chcę mówić, że grozi nam katastrofa. Nie musi tak być; zobaczymy, jak zareagują rząd i bank centralny. Póki co ich reakcja jest zła, bo to wyjście z tarczą zamiast z mieczem, więc nie wiemy, jak chce wygrać z inflacją – zakończył.
Czytaj też:
Paradoks tarczy antyinflacyjnej. Zerowy VAT na żywność może wywindować jej ceny