Skuteczność sankcji gospodarczych jest kwestionowana nie tylko przez część ekspertów, ale również przez niektórych polityków. Dodatkowo niecały świat jest solidarny wobec odcinania Kremla od źródeł finansowania. Ze słów ministra finansów Rosji wynika jednak, że mimo umacniającego się rubla (po części dzięki sztucznemu utrzymywaniu kursu), sytuacja rosyjskiej gospodarki może mieć się dużo gorzej, niż wygląda to z zewnątrz.
Rosja nie będzie emitować obligacji
O trudnej sytuacji niech świadczą słowa, które w wywiadzie dla dziennika „Izwiestia” wypowiedział Anton Siłuanow, rosyjski minister finansów. – Nie planujemy w tym roku sprzedawać obligacji na rynku lokalnym lub na rynku zagranicznym, bo koszty finansowania byłyby kosmiczne – powiedział. Jeszcze w weekend agencja ratingowa S&P obniżyła rating Rosji do poziomu SD. Oznacza to „selektywne bankructwo” Rosji.
Złe wiadomości dla rosyjskiej gospodarki płyną jednak nie tylko z zagranicy, ale także z własnego podwórka. Chodzi między innymi o zachowania konsumenckie Rosjan. Jak wynika z danych za pierwszy tydzień kwietnia, wydatki w sklepach zmniejszyły się o blisko 10 proc. w porównaniu z analogicznym okresem zeszłego roku. Jak podaje Sberbank, jest to największy spadek wydatków od czasu początków pandemii koronawirusa. Propagandowe przekazy Kremla nie jak widać, nie trafiają do wszystkich. Część Rosjan postanowiła zacząć zaciskać pasa w oczekiwaniu na nieuchronne efekty sankcji. Już teraz muszą się zmagać z wysoką inflacją (16,7 proc. za marzec), a także stopami procentowymi na poziomie 17 proc.
Czytaj też:
Oligarchowie ukryli swój majątek w Europie. Do gry wchodzi Europol