„Idea w dobrym kierunku, ale...”. Ekspert o powołaniu Rady ds. Bezpieczeństwa Strategicznego

„Idea w dobrym kierunku, ale...”. Ekspert o powołaniu Rady ds. Bezpieczeństwa Strategicznego

Daniel Obajtek jako prezes PKN Orlen
Daniel Obajtek jako prezes PKN OrlenŹródło:PAP / Marcin Gadomski
Sama idea idzie w dobrym kierunku, ale warunkiem powodzenia tego projektu jest ponadpartyjny konsensus – tak o pomyśle powołania Rady ds. Bezpieczeństwa Strategicznego mówi w rozmowie z Wprost.pl dr Dawid Piekarz, ekspert ds. energetyki z Instytutu Staszica.

Jak już informowaliśmy, posłowie Prawa i Sprawiedliwości złożyli w Sejmie projekt ustawy w sprawie powołania Rady ds. Bezpieczeństwa Strategicznego. W skład rady miałoby wchodzić pięciu członków. Byliby oni wybierani na 6-letnią kadencję. Za wybór trzech z nich byłby odpowiedzialny Sejm, a dwóch wybierałby Senat. Swojego przedstawiciela w radzie miałby także prezydent.

W projekcie podkreślono, że do zadań organu należałoby m.in. wydawanie opinii w sprawie odwołania członków organów nadzorczych oraz odwołania i zawieszenia w czynnościach członków organów zarządzających spółek. Chodzi o PKN Orlen, Przedsiębiorstwo Eksploatacji Rurociągów Naftowych, Gaz-System, Polskie Sieci Elektroenergetyczne oraz Tarchomińskie Zakłady Farmaceutyczne POLFA. Kadencja ich organów nadzorczych i zarządzających byłaby wspólna i trwała 5 lat. Odwołanie lub zawieszenie zasiadających w niej osób byłoby możliwe tylko i wyłącznie po uzyskaniu wcześniejszej pozytywnej opinii Rady ds. Bezpieczeństwa Strategicznego. Wraz z wejściem ustawy w życie, mandaty wszystkich członków organów zarządzających w pięciu strategicznych spółkach miałyby wygasnąć. Ich kadencje rozpoczynałyby się od nowa.

Recepta na „karuzelę kadrową”

„Ambiwalentnie” – tak na pytanie o to, jak ocenia pomysł powołania Rady ds. Bezpieczeństwa Strategiczneg,o odpowiada w rozmowie z naszą redakcją dr Dawid Piekarz, ekspert ds. energetyki z Instytutu Staszica.

– Rada ta miałaby sens jako rozwiązanie bolączki, jaką jest swoista „karuzela kadrowa” w spółkach z udziałem Skarbu Państwa, co ma miejsce po każdych wyborach, a czasami i bez wyborów. Miałoby to sens, gdyby udało się zapewnić ciągłość strategiczną – mówi Wprost.pl dr Piekarz.

Ekspert zwraca uwagę, że nawet jeśli przyszłoroczne wybory wygra inna opcja niż obecnie rządząca, to stanie ona przed takimi samymi problemami. Piekarz wskazuje tu m.in. odchodzenie od surowców rosyjskich, czy tzw. zielona transformacja. – Jeśli spojrzymy na programy realizowane, w tych spółkach to są to np. projekty z dziedziny małego atomu, morskich farm wiatrowych, czy transformacja sektora paliwowo-gazowego, która postępuje i postępować musi. Wszystkie te projekty kończą się w horyzoncie dekady, a w tym czasie co najmniej dwa razy będą wybory, czyli można sobie wyobrazić, że dwukrotnie zmieni się ekipa rządząca. Stabilizacja, ciągłość zarządzania byłaby potrzebna – podkreśla nasz rozmówca.

Konieczny konsensus ponadpartyjny

Pomysł posłów partii rządzącej wielu odebrało jednak jako chęć "zabetonowania" przez partię rządzącą zarządów wspomnianych spółek przez swoich ludzi na lata. Dlatego, zdaniem dr Piekarza, warunkiem powodzenia projektu jest ponadpartyjny konsensus. – Nie ma sensu uchwalanie tego projektu, w sytuacji gdy za rok inna sejmowa większość zacznie przy nim majstrować – tłumaczy ekspert.

Czy taki konsensus jest możliwy? Piekarz zwraca uwagę, że wpisano go w cały mechanizm, gdyż dwóch członków Rady ds. Bezpieczeństwa Strategicznego ma wskazać Senat, gdzie przewagę ma opozycja. – Sama idea idzie w dobrym kierunku, ale bez ponadpartyjnego konsensusu będziemy mieli problem – podsumowuje dr Piekarz.

Czytaj też:
Spółki energetyczne dołują na giełdzie. Gaz najtańszy od miesięcy
Czytaj też:
Nie jedna, a dwie elektrownie atomowe w Polsce? Wkrótce zapadnie decyzja