Czy priorytetem dla nowego rządu na pierwszy rok po wyborach będzie zmniejszenie deficytu sektora finansów publicznych? Pytanie tej treści "Rzeczpospolita" postawiła uczestnikom panelu ekonomistów. Wyniki sondy mogą zaskakiwać. Twierdzącej odpowiedzi udzieliło bowiem nieco ponad 41 proc. respondentów, zaś 47 proc. było przeciwnego zdania.
Ekonomiści podzieleni ws. walki rządu z deficytem
Z szacunków Ministerstwa Finansów przekazanych Komisji Europejskiej, w tym roku deficyt sektora finansów publicznych wyniesie 5,6 proc. PKB. To najwięcej od 2010 roku. W nastepnym roku – jak zapisano w projekcie budżtu – ma nastąpić spadek do 4,5 proc. PKB, choć – jak zauważa gazeta – według wielu ekspertów to myślenie życzeniowe. W projekcie brakuje bowiem części wydatków, które zaplanował odchodzący rząd. Z kolei nowy gabiet będzie chciał dołożyć kolejne wydatki, jak np. podwyżkę płac dla nauczycieli.
Wyniki sondy wskazują, że ekonomiści nie mają silnego przekonania, że nowy rząd powinien dążyć do szybkiej poprawy kondycji finansów publicznych, nawet gdyby to było możliwe.
– Prawdziwy stan finansów państwa nie jest jeszcze dokładnie znany. Okazać się może, że w pierwszym roku konieczne będzie zwiększenie, a nie zmniejszenie deficytu sektora finansów publicznych. W szczególności konieczne jest odmrożenie płac w sektorze budżetowym, zdecydowane zwiększenie nakładów na sektor edukacji i szkolnictwa wyższego oraz sektor ochrony zdrowia w celu natychmiastowej ich reanimacji – podkreśla prof. Andrzej Cieślik z Wydziału Nauk Ekonomicznych UW, cytowany przez dziennik.
– Deficyt nie jest mały, ale jeszcze niedewastujący dla finansów publicznych. Trudno zakładać jego zmniejszenie, gdy rząd musi dla zachowania wiarygodności (i to będzie prawdziwy priorytet) zrealizować podstawowe obietnice wyborcze – mówi z kolei prof. Maciej Bałtowski z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej.
Priorytetem zmiana struktury deficytu
Dr hab. Marcin Piątkowski, profesor Akademii Leona Koźmińskiego podkreśla, że priorytetem nowego rządu nie powinno być zmniejszenie deficytu, bo to tylko środek do celu, a nie cel polityki gospodarczej. Priorytetem powinna być natomiast zmiana struktury deficytu w kierunku wydatków prorozwojowych (nauka, edukacja, innowacje, infrastruktura, ochrona zdrowia), które z nawiązką zwrócą się w przyszłości. – Na wyższe wydatki nas stać i są niezbędne, aby wyjść z obecnego koniunkturalnego dołka, wzmacniać fundamenty długoterminowego rozwoju i podwyższać jakość życia – przekonuje Piątkowski.
Podobnego zdania jest dr Maciej Bukowski z Wydziału Nauk Ekonomicznych UW, prezes think tanku WISE Europa. – W 2024 r. pilnej potrzeby konsolidacji raczej nie ma, a opcje dostępne w krótkim okresie nie przyniosą wiele. Jest za to potrzeba dużych reform, pozwalających na zmiany strukturalne i uwolnienie zasobów umożliwiających dofinansowanie wydatków rozwojowych zaniedbanych w latach 2015–2023 w związku z ogromnym wzrostem transferów. Chodzi głównie o oświatę, naukę, ochronę zdrowia i administrację, a w części także inwestycje infrastrukturalne, o których poprzedni rząd dużo mówi, ale których znacząco nie zwiększył – tłumaczy dr Bukowski.
Czytaj też:
Morawiecki porównuje obecną sytuację budżetową do tej sprzed 8 lat. „Dochody wzrosły o ponad 100 proc."Czytaj też:
Deficyt budżetowy. Czy zadłużanie państwa zawsze jest złe?