Dlaczego sprawy gospodarcze przed polskimi sądami trwają tak długo?
Niedawno występowałem w sprawie, w której skargę kasacyjną złożyliśmy w 2020 roku. Minęło pięć lat, zanim została wyznaczona rozprawa w Sądzie Najwyższym. Sama sprawa zaczęła się w 2015 roku i przez wszystkie instancje była procedowana przez kolejne 11 lat. Teraz Sąd Najwyższy uwzględnił naszą skargę i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania przez Sąd Apelacyjny. Czyli do tych 11 lat możemy doliczyć kolejne dwa lata.
Przede wszystkim za takimi terminami stoją kwestie proceduralne, jak również braki kadrowe. Nie pomagają też zawirowania związane z kwestiami praworządności, które od kilku lat generują dodatkowe problemy. Wszystko to powoduje wydłużenie postępowań. W takich sprawach najbardziej boli to, że ten czas bardzo często przekłada się na wysokość świadczenia, które trzeba będzie na koniec albo zaspokoić, albo które się otrzyma. W sprawie, o której mówię, wysokość samych odsetek jest już większa niż kwota sporu.
Mamy sądy powszechne, ale mamy też tzw. sądy arbitrażowe. Dlaczego przedsiębiorcy z nich nie korzystają?
Dzieje się tak z kilku względów. Przede wszystkim sąd państwowy w powszechnym odczuciu jest instytucją zaufania publicznego, gwarantowanego – powiedziałbym – autorytetem państwa. Jest to zinstytucjonalizowana struktura i to zaufanie mimo różnych zawirowań przy sądach powszechnych jest większe.
A kwestia zaufania wydaje się być tutaj jednym z istotniejszych powodów, dla którego wybieramy sądy powszechne zamiast sądów polubownych.
Dlaczego przedsiębiorcy nie mają zaufania do sądów polubownych?
Wolą sąd zinstytucjonalizowany, ponieważ gdzieś w tyle głowy mają przekonanie, że jeśli przegrają w pierwszej instancji, to będą mogli się jeszcze odwołać od niekorzystnego wyroku. Jeśli istnieje ścieżka odwoławcza, to zawsze jest szansa na wykorzystanie jakichś nadzwyczajnych środków. Z pola widzenia znika aspekt biznesowy. Wiele osób nie uświadamia sobie, że wybierając sąd powszechny, traci znacznie więcej czasu – a czas to pieniądz. Są jednak usatysfakcjonowani, że mimo przegranej wykorzystali wszystkie możliwe instancje, które im przysługiwały.
Tymczasem w sądzie polubownym postępowanie jest najczęściej jednoinstancyjne. Wyrok sądu polubownego de facto kończy sprawę. Osoba, która czuje się takim wyrokiem pokrzywdzona, ma jednak mniejsze możliwości jego podważenia niż w sądzie powszechnym.
Oczywiście istnieją procedury umożliwiające zorganizowanie procesu dwuinstancyjnego również w ramach sądów polubownych, ale wielu przedsiębiorców nie zdaje sobie sprawy, że taka możliwość w ogóle istnieje. W powszechnym odbiorze sąd polubowny wygląda tak, że trzech wyznaczonych arbitrów de facto coś zadecyduje, a ja już niewiele mogę dalej z tym zrobić.
Jak wygląda taka rozprawa przed sądem polubownym?
Jest zdecydowanie mniej sformalizowana, mimo to w dużej mierze przypomina postępowanie przed sądem powszechnym. Prowadzone jest postępowanie dowodowe, słuchani są świadkowie, przeprowadzane są inne dowody. Ważny jest jednak czas. Sąd polubowny może ustalić grafik i na przykład wyznaczać dwie rozprawy w danej sprawie w ciągu tygodnia albo tydzień po tygodniu. To sprawia, że postępowanie jest intensywniejsze, a przez to krótsze.
Sprawa, którą pan prowadził i cały czas prowadzi, czyli ta, która trwa już ponad 11 lat – jak długo trwałaby przed sądem polubownym?
Rok. Może nawet mniej. Chociaż akurat w tym wypadku z uwagi na wagę problemów nie można było wykluczyć kontynuacji w sądzie powszechnym, jednak nawet wówczas sprawa trwałaby kilka lat krócej.
Rozmawiał: Andrzej Konieczny
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.