Nadszedł czas na fuzje i przejęcia

Nadszedł czas na fuzje i przejęcia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Artur Tomala, dyrektor oddziału Goldman Sachs w Polsce. Archiwum
W drugiej połowie tego roku powinniśmy zaobserwować poprawę sytuacji zarówno na rynku akcji, jak i na rynku fuzji i przejęć (M&A). Niektóre spółki można dziś kupić na dużo atrakcyjniejszych warunkach niż dwatrzy lata temu ocenia Artur Tomala, dyrektor oddziału Goldman Sachs w Polsce.
Mladen Petrov: Ubiegły rok zaowocował licznymi fuzjami i przejęciami w Polsce. Wystarczy wymienić sprzedaż Polkomtelu czy Banku BZ WBK. Czy to był zbieg okoliczności?

Artur Tomala: Rzeczywiście ubiegły rok należał do bardzo udanych dla rynku fuzji i przejęć w Polsce. Nałożyło się na to kilka czynników, takich jak bardzo niskie stopy procentowe, w miarę stabilna dostępność do finansowania, niskie wyceny spółek, szczególnie w porównaniu z wyceną z lat 2007?2009, i bardzo ograniczone możliwości wzrostu organicznego. Niemniej jednak na rynku pozostał jeden bardzo ważny element, czyli zmienność. To właśnie ona jeszcze przez jakiś czas będzie nam towarzyszyć.

Czy apetyt na M&A się utrzyma?

Raczej tak. Dla inwestorów nadal atrakcyjne będą sektory: defensywny, użyteczności publicznej, zdrowotny, szeroko rozumiany consumer finance. W ubiegłym roku najmniej popularne pod tym względem były finanse i spółki związane z zasobami naturalnymi, co wynika z nie najlepszych prognoz wzrostu. My jednak patrzymy nieco dalej i wierzymy w poprawę wzrostu globalnego PKB albo przynajmniej w to, że będzie się kształtować pewna tendencja wzrostowa. Za kilka lat średnia wzrostu gospodarczego na ziemi ma wynosić 2,7 proc. rocznie. Na globalnym rynku pracy będziemy obserwować trend spadkowy, zwłaszcza w USA i w Azji, na razie w mniejszym stopniu w Europie.

Jak wygląda obecna sytuacja?

Polski rynek jest atrakcyjny, ale inwestorzy czekają na dłuższą niż kilkudniowa stabilizację. Na razie obserwujemy większe zainteresowanie instrumentami finansowymi, które są bardziej płynne. Papiery krajów zachodnich nie generują tak dużego wzrostu, rośnie zatem zainteresowanie nowymi rynkami, w tym Polską, m.in. ze strony amerykańskich inwestorów. Uważamy, że rynek akcji i obligacji rządowych skorzysta z napływu zagranicznego kapitału.
Pierwsza połowa roku upłynie pod znakiem akumulacji. Mieliśmy dobry początek roku, ale trudno mówić o wielkiej stabilności. Niepewność wciąż jest obecna w eurolandzie, ale są też sygnały, że to będzie się zmieniać. W drugiej połowie roku powinniśmy zaobserwować poprawę sytuacji zarówno na rynku akcji, jak i na rynku M&A. Firmy mają swoje sprawdzone strategie, które teraz realizują, bo nie jest to jeszcze dobry czas na eksperymenty.
Niektóre spółki można dziś kupić na dużo atrakcyjniejszych warunkach niż dwa?trzy lata temu. Wcześniej mogła istnieć obawa, że banki wycofają się i zamkną linie kredytowe. Tak się jednak nie stało i teraz brak finansowania raczej nie będzie przeszkodą dla fuzji i przejęć. Z drugiej strony rynek polski może być za mały dla wielu rodzimych graczy. Dlatego zapewne będziemy obserwować wychodzenie na zewnątrz, tak jak ma to miejsce w przypadku KGHM, który chce kupić kanadyjską firmę. Ta tendencja będzie zapewne narastać.

Co jeszcze można w Polsce kupić?

System bankowy np. jest bardzo rozdrobniony. Na zachodnich rynkach ponad 50 proc. rynku należy do kilku wielkich graczy. W Polsce jest inaczej: po dwóch największych bankach schodzimy od razu na poziom banków, które mają bardzo małe udziały w rynku. To są przesłanki do konsolidacji. Jest jednak i bariera: zachodnim bankom trudno będzie przekonać swoich akcjonariuszy do akwizycji i wydatków w Polsce, szczególnie że same są w trudnej sytuacji finansowej. Dlatego jeśli już coś się będzie na tym rynku działo, to za sprawą graczy, którzy już są obecni w Polsce.

Z kim Polska konkuruje o zagraniczny kapitał?

Nasz kraj zawsze jest postrzegany w kontekście dwóch innych rynków: konkurujemy z Rosją i z Turcją, czyli innymi rynkami atrakcyjnymi dla inwestorów szukających wzrostu. My jednak mamy tę komfortową sytuację, że jesteśmy członkiem UE, co automatycznie może nas stawiać w uprzywilejowanej pozycji. Z drugiej strony jednak jesteśmy też przez to postrzegani jako kraj o mniejszym potencjale wzrostu niż Rosja czy Turcja. Kryzys ujawnił, że inwestorzy muszą patrzeć na pojedyncze państwa, nie tylko w strefie euro, ale także w całym regionie. Inwestorzy patrzą też na to w kontekście M&A. Dlatego można śmiało powiedzieć, że nie jesteśmy wrzucani do jednego, regionalnego worka. Polska i Węgry to już dwa zupełne inne światy. Tu nastąpiła zmiana percepcji. Chciałbym, żeby za jakiś czas Polska była ważnym elementem kręgosłupa europejskiego, takim jak Francja, Niemcy, Beneluks czy Skandynawia. Uważam, że w perspektywie kilku lat Polska też może do tego grona dołączyć. Zmierzamy raczej w tym kierunku niż w stronę bycia postrzeganym ciągle jako jeden z krajów Europy Środkowo-Wschodniej.