Wczorajsze próby zamarkowania odbicia w górę na początku sesji na amerykańskim rynku akcji zakończyły się dosyć szybko i dzień zakończył się na Wall Street generalnie spadkami głównych indeksów o mniej więcej 1 proc. W rezultacie na wykresie Nasdaq Composite powstała bardzo interesująca sytuacja: ten wyglądający ostatnio raczej słabo indeks znalazł się o krok od wyglądającego bardzo poważnie poziomu wsparcia wyznaczanego przez szczyty z lutego ub.r. (14095 pkt) i kwietnia ub.r. (14138 pkt) oraz dołki z lipca ub.r. (14275 pkt) i początku października ub.r. (14255 pkt).
Nasdaq nie sprostał oczekiwaniom
Wydawałoby się, że tak solidny poziom wsparcia powinien zadziałać i jego osiągnięcie przez indeks powinno poprzedzić kilkutygodniowe poważniejsze (do strefy 15000-15400 pkt) odbicie tworzące „prawe ramię” być może rysowanej pieczołowicie od czerwca ub.r. przez wykres tego indeksu formacji „głowy z ramionami”. Taki scenariusz byłby bardzo „elegancki” z technicznego punktu widzenia, ale z drugiej strony tak szybkie złapanie przez Nasdaq choćby chwilowej równowagi aż tak szybko po ewidentnym wczoraj potwierdzeniu jego słabości wydaje się mało prawdopodobne. No ale przecież cuda na rynku zdarzają się dosyć często, więc może po jakiejś próbie postraszenia przełamaniem tego kluczowego poziomu wsparcia zostanie jednak jeszcze tym razem obronione.
O ile wykresy DJIA czy S&P 500 nie wyglądają jeszcze jakoś szczególnie słabo, a na Nasdaq'u „byki” mogą jeszcze modlić się o obronę wspomnianego powyżej ważnego poziomu wsparcia, o tyle indeks szerokiego rynku akcji w Stanach Zjednoczonych, czyli Russell 2000 wygląda obecnie po prostu trupio blado. Wsparcie w okolicach poziomu 2130 pkt wielokrotnie bohatersko bronione w okresie minionych 11 miesięcy po prostu padło otwierając drogę do dalszych spadków.
Oczywiście, zanim one nadejdą czekać nas może zapewne jakiś klasyczny „ruch powrotny” do okolic przełamanego w dół poziomu wsparcia. Być może zgrałby się on w czasie z próbą obrony opisanego powyżej poziomu wsparcia na Nasdaq Composite.
Czytaj też:
Koniec wzrostów na Wall Street. „To nie czas na dramatyczne wnioski”