Doniesienia agencji informacyjnych wskazują na nieustające ataki na stolicę Ukrainy Kijów, a także alarmy rakietowe w innych częściach kraju. Sytuacja na froncie pozostaje dynamiczna i może potoczyć się w każdym kierunku. Rynki finansowe są najbardziej zainteresowane sankcjami, jakie kraje Zachodu nałożyły na Rosję.
Najbardziej dotkliwe zdaje się być zamrożenie aktywów rosyjskich banków na zachodzie, co doprowadziło do runu na banki w Rosji. W dalszym czasie nie użyto tzw. „opcji atomowej”, a więc wykluczenia Rosji z systemu SWIFT. Dane z systemu wskazują jednak, że poprzez sankcje na banki ruch rosyjskich podmiotów w systemie niemal zamarł.
Wojna w Ukrainie. Rynki oceniają działanie Zachodu
Inwestorzy giełdowi ocenili dotychczasowe działania zachodu jako relatywne niegroźne dla gospodarek zachodu. Pomimo negatywnego otwarcia handel w USA kończył się na wyraźnym plusie. Dow Jones zyskiwał 0,28 proc., a notowania S&P500 urosły o 1,50 proc. Najmocniej drożały spółki technologiczne zgrupowane w indeksie Nasdaq100 (+3,34 proc.). Ropa naftowa wymazała w czwartek większość umocnienia, jednak w piątek rano strona popytowa ponownie przejmuje inicjatywę.
Baryłka WTI wyceniana jest na 94,5 USD przy cenie ropy Brent na poziomie 97,4 USD. Cena złota utrzymuje się wysoko (1915 USD/oz), choć pozostaje znacząco niższa od czwartkowego szczytu. Sądzę, że zupełnie inaczej wyglądają nastroje w rosyjskiej gospodarce i inaczej przebiegał by handel na Moskiewskiej giełdzie, gdyby został otwarty. Sądzę, że w gospodarkach rozwiniętych znacząco ogranicza się pole do agresywnych podwyżek stóp procentowych (zbyt duża niepewność co do rozwoju zdarzeń), co w konsekwencji również może popychać w stronę ryzykownych aktywów.
Wojna w Ukrainie, a polska gospodarka
W Polsce w mojej opinii scenariusze są przynajmniej dwa. Z jednej strony pełnowymiarowa wojna to wysokie ceny surowców, a więc presja inflacyjna i konieczność zacieśniania monetarnego. Dodatkowo wyraźna podwyżka stóp procentowych (nawet jeśli tylko przejściowa) chroniłaby przed znaczącym odpływem kapitału. Z drugiej zaś realnie konflikt zbrojny oznacza spadek PKB i ryzyko głębszej recesji, co implikowałoby luźniejsza politykę banku centralnego. Patrząc na rynek trudno oczekiwać wsparcia ze strony silnego PLN, który ograniczałby skutki inflacji podażowej (wzrostu ceny surowców importowanych).
Sądzę, że w obecnych warunkach NBP bliżej będzie łagodnej polityki wspieranej przez twarde komunikaty o potrzebie silnego złotego. NBP ma również amunicję do umacniania PLN (interwencje), choć o nich na razie nie ma mowy. Sądzę, jednak, że natychmiastowe przeciwdziałanie przecenie złotego byłoby w interesie banku i ułatwiło prowadzenie polityki w najbliższych, szalenie trudnych miesiącach. Z pewnością powrót EUR/PLN w okolice 4,65 z testowanych 4,72 jest pozytywny, niemniej wciąż poziomy są dalekie od tych sprzed ataku Rosji.
Czytaj też:
Wojna na Ukrainie. Donald Tusk uderza w Niemcy. Pisze o „okryciu hańbą”