Koronawirus pokazał, na co naprawdę stać firmy. Powrotów „do starego” nie będzie

Koronawirus pokazał, na co naprawdę stać firmy. Powrotów „do starego” nie będzie

Biura wyludniły się z dnia na dzień
Biura wyludniły się z dnia na dzień Źródło:Pixabay
Jak kilkanaście ostatnich miesięcy wpłynęły na działające w Polsce małe, średnie i duże przedsiębiorstwa? Z jednej strony były wymuszone oszczędności i, niejednokrotnie, walka o przetrwanie, z drugiej – koronawirus dał impuls do zmian. I to niejednokrotnie na lepsze.

44 proc. polskich przedsiębiorstw, które wzięły udział w ankiecie „Rzeczpospolitej”, wskutek ograniczyło inwestycje, a 26 proc. tymczasowo obniżyło płace, a 23 proc. zawiesiło nagrody i premie. Ciemne barwy tego obrazu niech rozjaśni fakt, że 26 proc. respondentów zadeklarowało, że w ich firmach nie było żadnych negatywnych zmian.

Zwolnienia i rezygnacja z planów

W sumie w ankiecie „Rzeczpospolitej” wzięło udział 250 firm. Lwia większość przedsiębiorców odczuła negatywne skutki pandemii i niejednokrotnie musiała podejmować trudne, niepopularne decyzje, by zmniejszyć rozmiar możliwych szkód. Ale pandemia dała też impuls do korzystnych zmian, które nie tylko sprawdziły się w sytuacji, gdy z dnia na dzień trzeba było zamknąć biura i przenieść pracowników w tryb pracy zdalnej, lecz będą też owocowały w przyszłości.

I tak, niemal połowa ankietowanych wskutek pandemii wprowadziła nowy asortyment. Prawie 42 proc. firm wdrożyło rozwiązania umożliwiające sprzedaż przez internet. Ponad jedna trzecia zainwestowała w nowe maszyny i urządzenia, a 29 proc. podmiotów zwiększyło zatrudnienie.

Choć w marcu zeszłego roku wieszczono gwałtowny wzrost bezrobocia, udało się tego uniknąć. Ponad dwa razy więcej firm zatrudniło w trudnym pandemicznym okresie nowych pracowników, niż przeprowadziło zwolnienia, relacjonuje „Rz”. Zwolnienia objęły przede wszystkim zatrudnionych w małych firmach.

Wymuszone zmiany. Dobre zmiany

Choć zmiany w wielu przypadkach dokonywały się metodą faktów dokonanych – ot, choćby spotkania, których nie można było przeprowadzać twarzą w twarz, więc płynnie zostały zastąpione rozmowami w formule online – to znaczna część z nich zostanie w naszym trybie pracy już na stałe.

Rozmówcy „Rz” mówili o tym z pewną dumą. Okazało się, że zespoły są na tyle zgrane, że możliwa była efektywna współpraca nawet w sytuacji, w której ludzie całymi tygodniami się nie widzieli. Podział ról, branie odpowiedzialności za swoje odcinki pracy, terminowość – to wszystko się udało. Pandemia pozwoliła więc sprawdzić, jak zarządzanie w firmach działa nie na poziomie deklaracji, ale tak naprawdę.

– W czasie rzeczywistym odpowiedzieliśmy nie tylko na potrzeby klientów, ale też pracowników. Wdrożyliśmy elastyczny czas pracy i sformalizowane procedury jej świadczenia w formie zdalnej. Te zmiany będą obowiązywały w naszej firmie przez wiele najbliższych lat – powiedziała Magda Dąbrowska, wiceprezes Grupy Progres.

Magdalena Wyrzykowska-Glezner, dyrektor departamentu zarządzania kapitałem ludzkim w PGE nie ma złudzeń: powrót do stanu sprzed pandemii nie jest w ogóle możliwy.

– Trwa ona zbyt długo i w zbyt wielkim stopniu zmieniła przyzwyczajenia i sposoby pracy. Czujemy, że doszło do „wydarzenia granicznego", które wpłynie na to, jak pracodawcy i pracownicy postrzegają procesy pracy – ocenia dyr. Wyrzykowska-Glezner.

Ocena rządowych tarcz powiązana z wielkością firmy

W ankiecie padło także pytanie o to, czy pomoc ze strony państwa była wystarczająca. Ponad 16 proc. największych firm zgodziło się z tym określenie, zaś dla 29 proc. nie była ona wystarczająca. Pozostałe 55 proc. wybrało opcję „nie mam zdania". W firmach średniej wielkości było to odpowiednio: ponad 24 proc., prawie 41 proc. oraz 35 proc.

Zupełnie inaczej przedstawiają się nastroje w małych firmach: żadna z mniejszych firm nie uznała wsparcia ze strony państwa za wystarczające.

Czytaj też:
W Polsce przybywa dłużników. Samozatrudnieni rezygnują z opłacania składek na ubezpieczenie