Rekordów w Janowie Podlaskim nie będzie, walka toczy się o ratowanie honoru

Rekordów w Janowie Podlaskim nie będzie, walka toczy się o ratowanie honoru

Pride of Poland
Pride of Poland Źródło: Facebook / Pride of Poland
Kilka ostatnich aukcji Pride of Poland było wyłącznie wspomnieniem świetności tej imprezy. Trwa fastiwal prezesów i p.o. prezesów tej najważniejszej polskiej stadniny, co nie sprzyja budowaniu rangi aukcji.

15 sierpnia odbędzie się najważniejsza w Polsce aukcja koni arabskich i do niedawna – jedna z najważniejszych na świecie. Zeszłoroczna aukcja Pride of Poland w Janowie Podlaskim zakończyła się sprzedażą na poziomie 1,6 mln euro i tak naprawdę wynik finansowy został uratowany przez klacz Pepita, za którą kupiec dał 1 mln 250 tysięcy euro. Dziewięć koni sprzedano na kilkaset tysięcy euro, zaś za jedenaście koni nie zaproponowali ceny przekraczającej ustalone minimum.

Dla porównania: w 2015 roku arabska rodzina mieszkająca na stałe we Francji wylicytowała klacz za 1,4 mln euro. Podczas całej aukcji sprzedano 24 konie za niemal 4 mln euro. Dziś nikt takich pieniędzy zostawiać w Janowie Podlaskim już nie chce.

Karuzela z prezesami spoza środowiska

Problemy najbardziej prestiżowej polskiej stadniny rozpoczęły się po objęciu rządów przez PiS, kiedy partia uznała, że na czele stadniny powinien znaleźć się „swój”. Tego warunku nie spełniał Marek Trela, więc choć był znanym hodowcą i świetnie zarządzał stadniną (każdy rok kończył się na plusie), w nowych porządkach nie było dla niego miejsca. Stracił pracę w 2016 roku, podobnie jak Jerzy Białobok, wieloletni dyrektor innej stadniny koni arabskich w Michałowie. Następcą Treli został Marek Skomorowski, jeden z założycieli Solidarnej Polski, który zasłynął stwierdzeniem, że już wcześniej uwielbiał konie, ale nie miał „takiej bliskiej styczności z nimi". – Już widzę, że będzie to moja pasja życiowa – zapewniał. Przypomina o tym „Rzeczpospolita”.

Marek Skoromowski tylko przez kilka tygodni „pasjonował się” końmi, po czym odszedł, by prezesować w innej spółce skarbu państwa. O dziwo, w zeszłym tygodniu wrócił do stadniny, tym razem w Michałowie.

Alina Sobieszak z branżowego „Araby Magazine” zauważyła w rozmowie z „Rz”, że powołanie Marka Skomorowskiego przypadło w niefortunnym momencie, bo na tydzień przed Narodowym Czempionatem i aukcją Pride of Poland. Aukcja często wymaga od prezesa podejmowania szybkich decyzji co do warunków sprzedaży koni.

– Pozostaje mieć nadzieję, że pan Skomorowski przynajmniej zdążył się zapoznać z listą koni z Michałowa wystawionych na aukcję – zauważyła z ironią.

Zaskakująca strategia: sprzedawać, ale nie za wszelką cenę

Barometrem złego zarządzania stadniną w Janowie Lubelskim są wyniki kolejnych aukcji. I tak, w 2016 roku przyniosły 1,2 mln euro a w 2017 roku zaledwie 400 tys. euro. Wynik katastrofalny. Na 25 wystawionych koni, aż 19 nie znalazło kupca. Organizatorzy przekonywali, że problemu jednak nie ma, bo to wynik zastosowania nowej strategii, którą sami określili w materiałach prasowych jako "sprzedać konie, ale nie za wszelką cenę".

Zbliżająca się wielkimi krokami aukcja może nie przynieść spodziewanych rezultatów. Pandemia może nie wpłynęła na fortuny nabywców z krajów arabskich, ale jednak spowodowała, że okazji do prezentowania koni jest mniej, więc mniejsza jest też chęć kupowania ich. Zresztą stadnina w Janowie Podlaskim straciła swoją reputację. Jeszcze kilka lat temu każdy szanujący się hodowca wiedział, że należy zapoznać się z katalogiem i pojawić na miejscu lub wysłać zaufaną osobę, która telefonicznie będzie na bieżąco ustalała warunki licytacji (właśnie telefonicznie została wylicytowana klacz Pepita). Dziś nie jest to pierwszoligowa aukcja, więc poczucia, że trzeba to być, trzeba tu kupować, już nie ma.

Czytaj też:
Dziennikarz zapytał prezesa stadniny o wyniki Pride of Poland. Rozmowa przybrała nieoczekiwany obrót

Opracowała:
Źródło: WPROST.pl