W wieku 71 lat zmarł Janusz Filipiak, prezes Comarchu i klubu piłkarskiego Cracovia. Filipiak był jednym z najlepiej opłacanych menadżerów polskich spółek giełdowych. W 2020 roku zarobił ponad 18,4 mln złotych, ale i we wcześniejszych latach bił rekordy – w 2010 roku było to „zaledwie” 4,8 mln, ale już w 2012 – ponad 12,3 mln zł. Rok 2017 przyniósł Filipiakowi natomiast 13,5 mln zł zysku. Biznesmen wielokrotnie pojawiał się w rankingu 100 Najbogatszych Wprost.
Początki Comarchu to opowieść o tym, jak robiło się biznes na początku lat 90., niby niedawno, a jednak w zupełnie innej rzeczywistości.
Janusz Filipiak, profesor z Australii
Filipiak zbudował jedną z największych polskich firm informatycznych, która specjalizowała się w rozwiązaniach dla małych i średnich firm. Przed pandemią firma z siedzibą w Krakowie miała prawie 30 proc. udział w rynku. Firma oferuje systemy zarządzania przedsiębiorstwem ERP, bezpieczeństwo informatyczne, systemy CRM i wsparcie sprzedaży, komunikacji elektronicznej oraz business intelligence. Oferuje również usługi outsourcingu informatycznego i konsultingu.
W Comarchu ważne funkcji pełni także żona profesora, czyli Elżbieta Filipiak, która zasiada w składzie Rady Nadzorczej Comarchu. Mieszkańcy Krakowa mogą znać panią Elżbietę także z zupełnie innej działalności: prowadzi znajdującą się przy Rynku restaurację „Wierzynek” – tę, o której uczymy się na lekcjach historii. W 1364 roku Mikołaj Wierzynek wydał ucztę, w której uczestniczyli m.in. cesarz Karol IV Luksemburski, Ludwik Węgierski, Kazimierz III Wielki.
Comarch powstawał w początkach lat 90. XX wieku.
– W listopadzie 1989 roku wróciliśmy z żoną i dziećmi, Anną Bereniką i Januszem Jeremiaszem, z ponad dwuletniego pobytu w Australii, gdzie pracowałem jako młody uczony na Uniwersytecie Stanowym w Adelajdzie, w ostatnim okresie jako osoba pełniąca obowiązki dyrektora małej jednostki badawczej Teletraffic Research Center. Mieliśmy za sobą trudną decyzję o powrocie do Polski. W 1987 roku wyjechaliśmy do Australii całą rodziną po przejściu procedury imigracyjnej. To było jak przysłowiowe złapanie Pana Boga za nogi. Wyjechaliśmy z Polski, gdzie trudno było wtedy o podstawowe artykuły przemysłowe i spożywcze, do bogatego kraju z rozwiniętą gospodarką rynkową – opowiadał o początkach działalności biznesowej w Polsce prof. Filipiak.
W 1989 roku dostał propozycję dobrze płatnej pracy na prywatnym uniwersytecie w Australii. Para uznała jednak, że nie chce pozostać na emigracji, bo za bardzo tęsknili za Polską. Rodzina wróciła do Krakowa, gdzie profesor podjął prace na Akademii Górniczo-Hutniczej. Początkowo łączył pracę naukową z próbą rozkręcenia pierwszej firmy teleinformatycznej, ale jak wspominał, było to trudne, bo zapotrzebowanie na doradztwo komercyjne w zakresie telekomunikacji było wtedy małe, a jedynym dostawcą prostych usług była Telekomunikacja Polska.
Pierwsza siedzibą Comarchu była sala na AGH
W 1993 roku pojawiło się pierwsze poważne zamówienie. Rynek dopiero raczkował, więc na wykładzie z teleinformatyki Filipiak zapytał studentów, kto chce tworzyć system informatyczny wykorzystujący relacyjne bazy danych. Zgłosiło się kilku studentów i oni stworzyli trzon Comarchu, który został zarejestrowany w październiku 1993 roku. Pierwsza siedziba firmy mieściła się na Wydziale Metalurgii AGH.
– W Polsce w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia mieliśmy bardzo chłonny rynek – nie było towarów, było mało firm, właściwie nie było konkurencji. Klienci nie mieli dobrej informacji o towarach, nie znali się, nie mieli wyboru. Pozwalało to osiągać bardzo wysokie marże. Panowała korupcja typowa dla wczesnego etapu szybkiego rozwoju systemu kapitalistycznego. Budowa informatyki w Polsce bazowała głównie na sprzedaży zagranicznych systemów przez przedstawicieli korporacji globalnych. Powstało wtedy określenie „brygady Mariotta”. Zagraniczni przedstawiciele handlowi przyjeżdżali z kabinówkami na jeden, dwa dni i mieszkali w hotelu Mariott w Warszawie, gdzie odbywała się większość spotkań. Dla sporej liczby polskich klientów przyjazd do Warszawy na spotkanie w Mariocie stanowił pierwszy krok w wielki świat – wspominał po latach Filipiak.
Na początku lat 90. dojazd z Krakowa do Warszawy zajmował dwa razy więcej czasu niż obecnie, co mogło stanowić barierę dla rozwoju firmy. Filipiak zapewniał, że nie przejmował się ta przeszkodą i rozwijał firmę wiedząc, że przyjdą nie ze względu na łatwość dojazdu, ale przekona ich jakość obsługi. W pierwszym okresie Comarch rozwijał się w ścisłej współpracy z Katedrą Telekomunikacji, a najlepsi studenci mieli szanse na zatrudnienie.
Koniec kierowania z tylnego siedzenia. Prezes odszedł z uczelni
W listopadzie 1994 roku Zgromadzenie Wspólników Comarchu podjęło uchwałę o przekształceniu spółki z ograniczoną odpowiedzialnością w spółkę akcyjną.
– W 1998 roku podjęliśmy decyzję o wejściu na giełdę. Nie potrzebowaliśmy kapitału. Natomiast firma rozrosła się, zatrudnialiśmy kilkaset osób, mieliśmy obroty idące w wiele milionów dolarów. Na dorocznym spotkaniu kadry managerskiej w Zakopanem młodzi współpracownicy wywarli na mnie presję, przekonując, że musimy stać się spółką giełdową, aby uzyskać niezbędny prestiż na rynku po to, by dalej się rozwijać – opowiadał dalej Filipiak
Decyzja o wejściu na giełdę zmusiła profesora Filipiaka do podjęcia radykalnych decyzji dotyczących jego dalszej kariery naukowej. – Stwierdziłem, że nie da się dalej kierować firmą z tylnego siedzenia i podjąłem decyzję o rezygnacji z pracy w uczelni. Skończył się początkowy pionierski okres budowy firmy. Staliśmy się pełnowymiarową korporacją – kończy opowieść o pierwszym okresie funkcjonowania Comarchu.
Filipiak: to nam się udało
Jak sam napisał w książce autobiograficznej „Dlaczego się udało”: „Według dzisiejszych standardów – patrząc na naszą strukturę: profesor plus studenci – nazwano by nas start-upem. (…) Dzięki moim akademickim doświadczeniom i determinacji żony wkroczyliśmy na rynek IT. Byliśmy nie tylko młodsi i mniejsi od naszych konkurentów, ale przede wszystkim inni. Chcieliśmy tworzyć własne oprogramowanie i wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie sprzedawać je na całym świecie, włącznie z najbardziej konkurencyjnym amerykańskim rynkiem. To nam się udało”.
Na stronie firmy czytamy, że dziś zatrudnia prawie 7000 specjalistów. „W Polsce są to przede wszystkim programiści, inżynierowie systemowi, analitycy, konsultanci, szkoleniowcy i menedżerowie” – napisano.
Czytaj też:
Najlepiej zarabiający prezesi spółek giełdowych. Bolesny spadek dotychczasowego lideraCzytaj też:
Słowa Filipiaka o „żarciu mięsa” wielu zdenerwowały. Milioner ich nie żałuje