Przedstawiciele 194 krajów zjechali do południowoafrykańskiego Durbanu, aby od dziś do 9 grudnia rozmawiać o redukcji emisji gazów cieplarnianych, a w szczególności uzgodnić ograniczenia dla poszczególnych państw po 2012 roku. W przyszłym roku wygasa bowiem pierwszy okres zobowiązań w tej sprawie poszczególnych sygnatariuszy tzw. Protokołu z Kioto (1997 r.), jedynego prawnie wiążącego porozumienia międzynarodowego zobowiązującego do konkretnych redukcji emisji gazów.
Obserwatorzy nie wróżą szczytowi powodzenia, ponieważ Stany Zjednoczone już zapowiedziały, że ze względu na sytuację gospodarczą i zbliżające się wybory prezydenckie nie podpiszą nowych zobowiązań wcześniej niż w 2015 r. Podobne stanowisko zajmują: Kanada, Japonia, Brazylia, Indie i Rosja. Również Chiny, które wyrzucają do atmosfery najwięcej gazów cieplarnianych, nie chcą słyszeć o nowych ograniczeniach.
Po przeciwnej stronie jest Unia Europejska i niektóre kraje rozwijające się, które dążą do tego, aby w 2015 r. nowe porozumienie dopiąć już na ostatni guzik i najpóźniej w 2020 r. wprowadzić w życie. Ten podział na 'przyspieszaczy' i 'opóźniaczy' porozumienia szczególnie zaznaczył się na forum ekonomicznym MEF w Arlington (USA), na którym spotkało się 17 największych emitentów CO2.
Brak porozumienia co do drugiego okresu zobowiązań ? jak wyjaśnia rzecznik polskiego Ministerstwa Ochrony Środowiska ? oznaczałby wygaśnięcie wiążącego prawnie zobowiązania krajów rozwiniętych, będących sygnatariuszami Protokołu z Kioto, do redukcji konkretnych emisji gazów cieplarnianych. Oznaczałoby to również zamknięcie globalnego rynku handlu emisjami w jego dotychczasowej formie Protokół z Kioto zobowiązał kraje Unii Europejskiej oraz 37 innych uprzemysłowionych państw do ograniczenia emitowanych przez siebie gazów cieplarnianych o przynajmniej 5 proc. w stosunku do roku 1990. Dotychczas protokół ratyfikowały 182 państwa. Nie ma wśród nich Stanów Zjednoczonych ? jednego z największych na świecie emitenta gazów cieplarnianych (ok. 35 proc. globalnej emisji).
Drugim powodem spotkania w Durbanie jest ustalenie zasad funkcjonowania 'Zielonego Funduszu Klimatycznego', który miałby wspierać finansowo kraje najbardziej dotknięte skutkami zanieczyszczenia środowiska i rabunkową gospodarką. Fundusz, który postanowiono utworzyć podczas zeszłorocznego szczytu w Cancun (Meksyk), też jest spornym tematem. Przede wszystkim, nie ma zgody co do tego, skąd mają pochodzić pieniądze ? czy z budżetów najbardziej uprzemysłowionych państw Zachodu (jak uważają kraje rozwijające się), czy z sektora prywatnego (jak chcą kraje zachodnie). Wraz z upływem czasu topnieje kwota, którą fundusz miałby dysponować. W Cancun było to jeszcze 200 mld dol. rocznie, przed szczytem mówiło się już o 100 mld., a teraz pojawiła się sugestia, że może to być dużo skromniejsza pomoc, rzędu 10 mld dol.
Szczyt w Durbanie jest ważnym wydarzeniem polskiej prezydencji w UE. Polska jest koordynatorem stanowiska negocjacyjnego i działań UE, oraz organizatorem centrum zarządzania pracami UE podczas szczytu ? miejsca pracy i negocjacji dla około tysiąca delegatów ze wszystkich 27 krajów Unii (w sumie spodziewanych jest około 10 tys. osób) ? informuje MOŚ.
Polska jest sygnatariuszem Protokołu z Kioto, w którym zobowiązała się do redukcji emisji CO2 o 6 proc. do przyszłego roku. Jednak restrukturyzacja gospodarki po 1989 r. umożliwiła ograniczenie emisji o 30 proc. już w 2001 r.
Zły klimat wokół szczytu klimatycznego w Durbanie
Dodano: / Zmieniono:
Dziś rozpoczęła się 17. konferencja klimatyczna ONZ. Jednak już przed szczytem największe gospodarki świata dały do zrozumienia, że nie podpiszą żadnych nowych porozumień.