Minister zdrowia ugina się, chorzy w strachu. Apteki czekają

Minister zdrowia ugina się, chorzy w strachu. Apteki czekają

Dodano:   /  Zmieniono: 
Farmaceuci w całym kraju obserwują w ostatnich dniach wzmożony ruch w aptekach. To samo jest w gabinetach lekarskich sxc.hu
Jak dotąd tylko 70 proc. aptek podpisało kontrakty z NFZ na sprzedaż leków refundowanych. Minister zdrowia ugina się pod naporem krytyki lekarzy i pacjentów i zapowiada zmiany na nowej liście leków refundowanych, którą resort przedstawił zaledwie kilka dni temu. Na listę wrócą paski dla cukrzyków po ryczałtowej cenie 3,2 zł, niektóre leki uśmierzające ból w chorobach nowotworowych, specyfiki na schizofrenię i astmę oraz leki stosowane po transplantacjach.
Jeśli pozostałe 30 proc. aptek nie podpisze umów do końca roku, to po 1 stycznia w tych placówkach chorzy w ogóle nie dostaną leków z państwową dopłatą. Nowa ustawa refundacyjna, która wchodzi wtedy z życie, mówi bowiem jasno, że każda z 14 tys. aptek, która chce mieć prawo do otrzymania dopłaty z budżetu państwa, musi wcześniej podpisać odpowiedni kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia.

Jesteśmy więc coraz bliżej refundacyjnej zapaści, przed którą w magazynie 'Bloomberg Businessweek Polska' oraz w newsletterze Businesstoday.pl ostrzegaliśmy już na początku listopada.

- Sytuacja daleko odbiega od standardów. Nie dość, że wszystko zostało jak zwykle odłożone na ostatnią chwilę, to w gruncie rzeczy mamy do czynienia z dyktatem NFZ, a nie żadnym kompromisem ? oburza się Marek Jędrzejczak, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej. Nawet ci aptekarze, którzy umowy z NFZ podpisują, już myślą o kolejnych protestach. Jeśli minister zdrowia Bartosz Arłukowicz nie wywiąże się do końca pierwszego kwartału z obietnicy korekty nowych przepisów, które wywołują opór aptekarzy, ci planują wypowiadanie umów.

Na razie minister zdrowia ugiął się pod naporem pacjentów i podczas czwartkowej konferencji prasowej zapowiedział zmiany na dopiero co opublikowanej nowej liście leków objętych państwową dopłatą. Zniknęło z niej ponad 800 dofinansowywanych do tej pory medykamentów. Wśród nich znalazły się leki dla przewlekle chorych na astmę, cukrzycę, leczących się psychiatrycznie czy ludzi po przeszczepach. Natychmiast wywołało to protesty lekarzy oraz samych chorych. Ostatecznie ? jak ogłosił szef resortu zdrowia - na listę mają jednak wrócić paski dla cukrzyków po ryczałtowej cenie 3,2 zł, pewne leki uśmierzające ból w chorobach nowotworowych, specyfiki na schizofrenię i astmę oraz leki stosowane po transplantacjach.

- Nagle okazało się, że w Polsce są jednak chorzy na cukrzycę i pacjenci po przeszczepach. Mówiąc po chrześcijańsku: Bóg zapłać panie ministrze ? ironizuje Bolesław Piecha z PiS, były wiceminister zdrowia. ? Minister z ołówkiem za uchem i gumką do ścierania dopisuje leki na dzień przed zmianą przepisów ? dodaje Piecha.

Arłukowicz zapewnia jednak, że jest zdeterminowany, by zreformować rynek leków w Polsce i będzie konsekwentny: ? Intencją tej ustawy nie jest szukanie oszczędności, ale szukanie nowoczesności.

Zdaniem ministra, jest to jedna z najważniejszych ustaw ostatnich lat. - Jest bardzo trudna, ale wprowadza elementarny rozsądek w sektorze leków i refundacji. Komplikuje życie tym, którzy tworzą rynek, a ułatwia tym, którzy muszą w nim działać. Kończy też etap Dzikiego Zachodu w polityce lekowej ? podkreśla Arłukowicz. Zamieszanie ostatnich dni tłumaczy zaś działaniami koncernów farmaceutycznych. - Naruszamy ich interesy. Wiadomo, że w tej sytuacji stary system będzie się bronił i budował napięcie ? podkreśla.

W piątek ma się odbyć w Sejmie specjalne posiedzenie Komisji Zdrowia, na której minister przedstawi posłom informację na temat kontrowersji wokół nowej listy leków refundowanych i sytuacji w aptekach przed wejściem w życie nowych przepisów.